W końcu przychodzi sobota i znowu tułamy się poszukując naszego MIEJSCA.
Ciekawe, jak to jest, że w ogłoszeniach wszystkie wyglądają atrakcyjnie. Więc oczywiście strrrasznie się nakręcamy (no, niech będzie - JA się nakręcam ;-))
A potem wychodzą na jaw starannie skrywane tajemnice.
Taki słup wysokiego napięcia, na przykład.
Mokradło. Albo bagienko.
Albo plaga kąsających owadów.
Ostatecznie może się okazać, że "dojazd 200 m drogą utwardzoną" oznacza konieczność porzucenia naszej terenówki pod cmentarzem i marsz pod górę polną ścieżką ;-) I perspektywę ciągnięcia prądu jakieś 700 m (40 złotych za każdy metr powyżej 200 m dodatkowo do opłaty przyłączeniowej) ;-)) Za to wody jest pod dostatkiem, ale zupełnie nieogarniętej ;-) A działka udaje "siedliskową"...
Sprawdzaliśmy drogę dojazdową z obu stron... Panienki wypatrują Pana, który poszedł sprawdzić przejezdność ;-)
Ale ja tu o sprawach przyziemnych, a oprócz rozczarowań tak pięknie można się zachwycić!
Tymczasem leję wodę moim ogrodowym mutantom, które rozprzestrzeniają się po ogrodzie z szybkością światła...
i robię zapasy na zimę.
Och, królestwo za zimę! Albo choćby za kilka stopni mniej... ;-)
Ściskam lekko stłamszona upałem,
Wasza Inkwizycja