zachodzącego zbyt szybko, pośpiesznie porobiłam zdjęcia.
Pudełka pojadą jutro do stęsknionych właścicielek.
Pobawiłam się w błotku z okrutnie stęsknionymi panienkami.
Bo jak sunie są stęsknione i znudzone, to robią takie rzeczy... :(
Wydmuszka miała więcej szczęścia. Wyniosłam ją do pokoju na poddaszu i wyjęłam klamkę z drzwi ;-)
Czy nie są to powody do uśmiechu?
Ściskam Was czule!
U progu jesieni życia odbiło nam. Sprzedaliśmy nasz mały, biały, wygodny domek i kupiliśmy ruderę na Pogórzu Izerskim. W dodatku jesteśmy przekonani, że była to najlepsza decyzja naszego życia.
środa, 23 marca 2011
poniedziałek, 14 marca 2011
Chciałam wylać żale
ale nawet na to nie mam czasu...
Chwalicie się na blogach małymi kózkami, tuzinami pisanek, biżuterią zapierającą dech, spacerami bardzo malowniczymi, zwiastunami wiosny w ogrodach...
Strzelacie z biodra postami z szybkością karabinów maszynowych...
A ja co?
Siedzę przy biurku, zerkam za okno, dusza mi wyje z tęsknoty, okowy brzęczą...
I tak sobie rozmyślam, jak swoje żale wyleję - rysując kolejne dziesięć kresek w projekcie (komu to potrzebne?), pomiędzy piątym a szóstym telefonem do warsztatu (załatwić linkę holowniczą), podcinając róże i maliny (trzeba wysłać paczką), podczas jazdy mopem po raz dwunasty (błotko, błotko), lakierując pudełko decu po raz n-ty (terminowe zobowiązanie), szukając bardzo-potrzebnego-dokumentu (na pewno jest w czarnej dziurze), spisując sobie sprawy do załatwienia na cały tydzień... lekarz, dentysta, mechanik, zaległe maile... Pośpiech, mój wróg!
I na porządnego posta już miejsca i sił nie ma ;-)
Więc tylko wrzucę zdjęcia.
Przeczytałam właśnie książkę "Tysiąc dni w Toskanii", gdzie nikt się nie śpieszy, wino i oliwa leją się strumieniami, życie jest proste, surowe i pełne... Och, nie da się tej książki czytać bez butelki wina... I aż mnie skręca z zazdrości...
Na szczęście w następnym tomie nie wiedzie się im tak dobrze, więc jest szansa, że wrócę do równowagi ;-)
Bylebyście zbytnio nie dręczyły mnie swoimi bezkrytycznie radosnymi wpisami. No!
A poza tym - ściskam Was wiosennie...
Chwalicie się na blogach małymi kózkami, tuzinami pisanek, biżuterią zapierającą dech, spacerami bardzo malowniczymi, zwiastunami wiosny w ogrodach...
Strzelacie z biodra postami z szybkością karabinów maszynowych...
A ja co?
Siedzę przy biurku, zerkam za okno, dusza mi wyje z tęsknoty, okowy brzęczą...
I tak sobie rozmyślam, jak swoje żale wyleję - rysując kolejne dziesięć kresek w projekcie (komu to potrzebne?), pomiędzy piątym a szóstym telefonem do warsztatu (załatwić linkę holowniczą), podcinając róże i maliny (trzeba wysłać paczką), podczas jazdy mopem po raz dwunasty (błotko, błotko), lakierując pudełko decu po raz n-ty (terminowe zobowiązanie), szukając bardzo-potrzebnego-dokumentu (na pewno jest w czarnej dziurze), spisując sobie sprawy do załatwienia na cały tydzień... lekarz, dentysta, mechanik, zaległe maile... Pośpiech, mój wróg!
I na porządnego posta już miejsca i sił nie ma ;-)
Więc tylko wrzucę zdjęcia.
Przeczytałam właśnie książkę "Tysiąc dni w Toskanii", gdzie nikt się nie śpieszy, wino i oliwa leją się strumieniami, życie jest proste, surowe i pełne... Och, nie da się tej książki czytać bez butelki wina... I aż mnie skręca z zazdrości...
Na szczęście w następnym tomie nie wiedzie się im tak dobrze, więc jest szansa, że wrócę do równowagi ;-)
Bylebyście zbytnio nie dręczyły mnie swoimi bezkrytycznie radosnymi wpisami. No!
A poza tym - ściskam Was wiosennie...
poniedziałek, 7 marca 2011
Lubię ten czas
...jak ja to lubię!
Te dni, kiedy przyjeżdża moja córcia, kiedy jesteśmy razem, śmiejemy się, kombinujemy i gadamy, gadamy... O naszych babskich sprawach, o naszych facetach i naszych planach na przyszłość...
Fajny był ten weekend.
Smażyłyśmy faworki, piekłyśmy chleb i pizzę.
Mój przyszły zięć usmażył górę pysznych naleśników, robił pyszne drinki i nie narzucał się ;-)
A my gadałyśmy i filcowałyśmy:
Najlepsze życzenia, babeczki, w dniu naszego jutrzejszego święta! Fajnych córek, synowych, teściowych i przyjaciółek ;-)
Te dni, kiedy przyjeżdża moja córcia, kiedy jesteśmy razem, śmiejemy się, kombinujemy i gadamy, gadamy... O naszych babskich sprawach, o naszych facetach i naszych planach na przyszłość...
Fajny był ten weekend.
Smażyłyśmy faworki, piekłyśmy chleb i pizzę.
Mój przyszły zięć usmażył górę pysznych naleśników, robił pyszne drinki i nie narzucał się ;-)
A my gadałyśmy i filcowałyśmy:
Najlepsze życzenia, babeczki, w dniu naszego jutrzejszego święta! Fajnych córek, synowych, teściowych i przyjaciółek ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)