A może bardzo łatwo: jesteśmy chyba wciąż zakochani ;) Jak za czasów, gdy mieściła się nam na dłoni i zasypiała wtulona w nasze szyje... Oczywiście łatwiej było ją kochać, kiedy była jagnięciem, słodkim i przytuleckim, i tak bardzo zależnym od nas. Wychodziliśmy ze skóry, żeby jej dogodzić, zaopiekować się wzorowo.
No i wyrosła na piękną owcę. Naprawdę ma piękny, szlachetny profil, rzęsy jak firanki i oczy w kształcie migdałów, wyjątkowej urody runo i zgrabne dłuugie nogi. Cóż z tego, że tylko trzy. Daje radę ;-)
Kiedy była maleńka i karmiliśmy ją butelką, na zmianę kozim mlekiem i preparatem sojowym dla cieląt, Soya to było bardzo adekwatne imię. I ładnie się zdrabniało ;) A jak Soya podrosła, przestała nas straszyć, że umrze i zaczęła być pyskata, wołała "jagnieee"- i wtedy została Jagniem.
Jak to się stało, że nazwaliśmy ją Agnieszką? Ano tak: pojechał Padre na kamole do Bułgarii. I raz zobaczył na targowisku napis "телешко - агнешко" (młodzieży, której nie katowano obowiązkowym językiem rosyjskim, śpieszę objaśnić, że czyta się "tielieszko - agnieszko"). Wydało się, że 'agnieszko' znaczy 'jagnięcina' ;-) Ale jakież to piękne imię!
I tak zaczęliśmy na nią wołać: Agnieszko! Bo stała się owcą hardą i niezależną, prawdziwie rogatą :) Daje się głaskać tylko w wybranych miejscach i w określony sposób (mocno i gwałtownie, brońbosz nie delikatne smyranie!). I to nie zawsze... Czasami miewa fochy i buca nas swoim ślicznym czarnym łebkiem.
A co najważniejsze, ku naszej wielkiej uldze zamieszkała z Rupertem w "letniej kuchni", sami sobie wchodzą i wychodzą, a my możemy w domu grzać! Biedny Rupercik wlecze się za nią jak wierny giermek. Są nierozłączną, choć raczej niedobraną parą ;)
Pierwszy tydzień - jeszcze nie widać różków |
Krimicia stała się jej mamą zastępczą |
Zawsze były razem... |
W normalnym domu na kanapie to najwyżej kot albo pies |
Raz ja na wierzchu, a raz ty... razem fajnie się śpi |
Bez nóżki też można wskoczyć na ławkę |
Różki rosną |
Kikucik się już zagoił i nie nosi opatrunku |
Taka jestem teraz śliczna... |
No i jeszcze.
Kiedy choruje zwierzak, to wiecie, jak jest... Smutno bardzo, bezradność i strach. Nasza Sorszynia, starsza suczka (lat prawie 11) miała w niedzielę usuniętą śledzionę z dwoma guzami (8 cm, wysięk do jamy brzusznej). Rokowania zależą od rodzaju guzków i to się okaże za 2-3 miesiące. Póki co cieszymy się, że wciąż jest z nami i mamy nadzieję.