Powinniśmy się śpieszyć. W styczniu musimy oddać Mały Biały w ręce Nabywców i zamieszkać w Domu. W samym środku zimy, co to podług ruskich prognoz ma być naprawdę sieriozna. Jednakowoż zamiast pośpiesznego przystosowywania (do zamieszkania) powoli odkrywamy. Mozolnie, a czasem mimo woli.
Przede wszystkim odkryliśmy mury Domu. Wygląda teraz bardziej dostojnie z jednej strony, a dziurawo z drugiej.
Odkryliśmy z gąszczu samosiejek wiekową lipę. Baliśmy się, że choruje, bo ma spróchniały w środku pień, ale Megi+TP swoim autorytetem zawyrokowali, że jest dobrze, lipa wymaga tylko lekkiej kosmetyki. Prosty piling i lifting ;) Mamy zamiar długie lata biesiadować pod jej liściem a odpocznąć sobie ;)
Studnia-piwniczka odkryła przed nami swą mroczną tajemnicę: hydrofor został rozsadzony przez wodę, której nikt nie spuścił na zimę;
co prawda woda nie nadawała się do picia, ale mieliśmy nadzieję, że będzie chociaż do mycia i spłukiwania... wiecie czego. Nic to - trzeba wiercić nową studnię.
Wreszcie udało mi się upolować zachód słońca (wschód przespaliśmy...)
Odkryliśmy też, jak fajnie jest, gdy przyjeżdżają do nas znajomi i przyjaciele... kiedy możemy ich usadowić przy stole w sadzie... i odkrywać tajemnice Domu i rodziny S. (naszych trzynastu spadkobierców ) przeglądając stare zdjęcia, które pozostały nam w spadku. Mimo że warunki spartańskie i wciąż za potrzebą trzeba latać do sławojki ;)
Nic nie idzie tak szybko i prosto, jak byśmy sobie życzyli. Ale nie spinamy się, chcemy mieć z tego jak najwięcej frajdy, zresztą... nie ma już odwrotu.
A jesień jest dla nas wyjątkowo łaskawa ;)
Jutro składam wymówienie, będę pracować tylko do końca roku. I tak żałuję, że umykają mi takie wyjątkowe chwile. Padre sam tkwi na posterunku - dzisiaj, na przykład, poznał leśniczego i odkrył, że mamy skrzynkę pocztową ;) ja z panienkami dojeżdżam tylko na weekendy, a kiedy w poniedziałek jadę do roboty, czuję się, jakbym wracała z innego świata...
ps
Stołeczek nocniczkowy miał iść do pieca, ale obdarzyliście go taką życzliwością ;) że zostanie poddany renowacji i trafi do "skansenu" ;))
Maszyny wyglądają na sprawne, wymagające tylko konserwacji, ale pudła są bardzo zniszczone. Zresztą... wszystko w tym domu jest zniszczone, zaniedbane, a najbardziej on sam.
Ściskam czule ;)
U progu jesieni życia odbiło nam. Sprzedaliśmy nasz mały, biały, wygodny domek i kupiliśmy ruderę na Pogórzu Izerskim. W dodatku jesteśmy przekonani, że była to najlepsza decyzja naszego życia.
wtorek, 22 października 2013
wtorek, 15 października 2013
Pierwsza noc
...w Domu już za nami. Było romantycznie, przy świecach (bynajmniej nie dlatego, że nie mamy prądu), ciepło i przytulnie, piliśmy porto i zakąszaliśmy świeżymi figami prosto z Bułgarii i boskim cheddarem na guinnessie ;)
Cały dzień sprzątałam i udało mi się odgruzować JEDEN pokój. Bez mycia okien, bo na szczęście okazały się całkiem przyzwoitej czystości ;) Za to z omiataniem kilkuletnich pajęczyn i wyrzucaniem niezliczonych worków pozostałości po poprzednim lokatorze, włącznie ze zmurszałą kanapą, przez wąskie, bo z słupkiem pośrodku, okno.
No i teraz mamy taki apartamet ;)
Padre usiłował uruchomić / oczyścić studnię, ale niestety wciąż nie mamy wody. Była mocno zanieczyszczona, trzeba było wypompować jej zawartość po dwakroć, a i tak będzie konieczne wypompowanie jeszcze kilka razy. Studnia wygląda na bardzo starą, co najmniej z połowy XIX wieku - wykuta w skalnym podłożu, zbudowana z kamienia spoinowanego gliną, spód cembrowiny jest z belek drewnianych.
Za to mamy lodówkę ekologiczną, w pełni energooszczędną ;) wystarczy wyjść na korytarz. Zimą będzie tu zamrażarka.
Pomału przekopujemy się przez pokłady historyczne. Większość to śmieci, ale nawet wśród śmieci prawdziwi zbieracze mogą znaleźć coś pięknego ;)
W pokoju obok naszego lokum stoi taki fajny mały piecyk, "ramiak" - zobaczcie jaki mały w porównaniu z drzwiami. Tym piecykiem grzejemy przestrzeń, a ciepełko dochodzi do nas rurą dymową. Palimy w nim, czym popadnie - drewna jest mnóstwo ;)
Ale co najważniejsze - znaleźliśmy wyrytą na podmurówce stodoły datę: 1876. To musi być rok rozbudowy... sądząc z konstrukcji część mieszkalna była przebudowywana, najstarsza - ta najbardziej zniszczona - jest obora, a stodoła dobudowana najpóźniej. Tak przynajmniej podejrzewamy. Może uda nam się dotrzeć do jakichś dokumentów?
Tak wygląda Dom od tyłu w scenerii jesiennej - widok na stodołę i zawaloną oborę.
A tak - Izery pochmurnym popołudniem.
Bywają chwile, że jesteśmy przerażeni. Ale częściej zachwyceni.
Ściskamy czule wspierających nas w szaleństwie ;)
Cały dzień sprzątałam i udało mi się odgruzować JEDEN pokój. Bez mycia okien, bo na szczęście okazały się całkiem przyzwoitej czystości ;) Za to z omiataniem kilkuletnich pajęczyn i wyrzucaniem niezliczonych worków pozostałości po poprzednim lokatorze, włącznie ze zmurszałą kanapą, przez wąskie, bo z słupkiem pośrodku, okno.
No i teraz mamy taki apartamet ;)
Padre usiłował uruchomić / oczyścić studnię, ale niestety wciąż nie mamy wody. Była mocno zanieczyszczona, trzeba było wypompować jej zawartość po dwakroć, a i tak będzie konieczne wypompowanie jeszcze kilka razy. Studnia wygląda na bardzo starą, co najmniej z połowy XIX wieku - wykuta w skalnym podłożu, zbudowana z kamienia spoinowanego gliną, spód cembrowiny jest z belek drewnianych.
Za to mamy lodówkę ekologiczną, w pełni energooszczędną ;) wystarczy wyjść na korytarz. Zimą będzie tu zamrażarka.
Pomału przekopujemy się przez pokłady historyczne. Większość to śmieci, ale nawet wśród śmieci prawdziwi zbieracze mogą znaleźć coś pięknego ;)
jest cały zbiór ramek sudeckich
cudne monidło ;)
resztki kafli z korony pieca... szkoda, że nie ma więcej ;(
Zachody i wschody słońca zawiodły całkowicie. Wieczorem i przed świtem padał deszcz, a poranek przywitał nas spowity mgłą. Ciepły, wilgotny, miękki i tajemniczy, absolutnie cichy. Bez krztyny słońca, a jednak uroczy...W pokoju obok naszego lokum stoi taki fajny mały piecyk, "ramiak" - zobaczcie jaki mały w porównaniu z drzwiami. Tym piecykiem grzejemy przestrzeń, a ciepełko dochodzi do nas rurą dymową. Palimy w nim, czym popadnie - drewna jest mnóstwo ;)
...na przykład taki nocnikowy stołeczek...
W ogóle dom jest obliczony na kurdupli. Parapety od strony frontowej są wprost stworzone dla panienek, aby mogły kontrolować wjazd. Biedny Padre co i rusz strzela się czółkiem w niskie belki albo ościeżnice (ja mam zdecydowanie łatwiej). A już zupełnie absurdalne są drzwi wysokości 140 czy 150 cm w zestawieniu ze stołami, których blaty sięgają nam pod brody.Ale co najważniejsze - znaleźliśmy wyrytą na podmurówce stodoły datę: 1876. To musi być rok rozbudowy... sądząc z konstrukcji część mieszkalna była przebudowywana, najstarsza - ta najbardziej zniszczona - jest obora, a stodoła dobudowana najpóźniej. Tak przynajmniej podejrzewamy. Może uda nam się dotrzeć do jakichś dokumentów?
Tak wygląda Dom od tyłu w scenerii jesiennej - widok na stodołę i zawaloną oborę.
A tak - Izery pochmurnym popołudniem.
Bywają chwile, że jesteśmy przerażeni. Ale częściej zachwyceni.
Ściskamy czule wspierających nas w szaleństwie ;)
czwartek, 10 października 2013
Klucz
To nie tak miało być. Do notariusza dojechaliśmy pół godziny spóźnieni, bo przed samym wyjazdem auto się zepsuło i musieliśmy się przepakować do kombi, na autostradzie był wypadek i staliśmy w korku... w dodatku po drodze mieliśmy odebrać pieniądze z banku - musiała być gotówka, bo przecież 13 spadkobierców i musieli się od razu podzielić. Nastrój skutecznie zepsuły mi alarmowe telefony z firmy i od szefa. Odczytywanie aktu notarialnego, który miał 13 stron trwało wieki, bo co akapit powtarzało się 13 nazwisk - każde poprzedzone dwojgiem imion - jak mantra...
W rezultacie dojechaliśmy do R. po zmroku. Wielkim kluczem z trudem otworzyliśmy drzwi. Owionął nas chłód i zapach stęchlizny. Światło nie działało, więc przy świetle reflektorów samochodu otworzyliśmy szampana, wypiliśmy po łyku, pokropiliśmy ściany Domu i kamienną płytę przed wejściem. Wyładowaliśmy po ciemku klamoty i trzeba było lecieć z powrotem. Obiecaliśmy mu, że niedługo wrócimy. W weekend planujemy wielkie sprzątanie i ogarnianie. Wyrzucimy śmieci. Umyjemy okna, zawiesimy firanki. Uruchomimy pompę w studni. Sprawdzimy, czy działają piece. Zobaczymy, jakie są tam wschody i zachody słońca. I zrobimy pewnie z milion zdjęć ;)
(???) - Padre wyraża wątpliwość, czy podołamy...
W rezultacie dojechaliśmy do R. po zmroku. Wielkim kluczem z trudem otworzyliśmy drzwi. Owionął nas chłód i zapach stęchlizny. Światło nie działało, więc przy świetle reflektorów samochodu otworzyliśmy szampana, wypiliśmy po łyku, pokropiliśmy ściany Domu i kamienną płytę przed wejściem. Wyładowaliśmy po ciemku klamoty i trzeba było lecieć z powrotem. Obiecaliśmy mu, że niedługo wrócimy. W weekend planujemy wielkie sprzątanie i ogarnianie. Wyrzucimy śmieci. Umyjemy okna, zawiesimy firanki. Uruchomimy pompę w studni. Sprawdzimy, czy działają piece. Zobaczymy, jakie są tam wschody i zachody słońca. I zrobimy pewnie z milion zdjęć ;)
(???) - Padre wyraża wątpliwość, czy podołamy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)