środa, 30 listopada 2011

Pociągi

Ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że moim życiem kieruje jakiś szalony zawiadowca. Pociąg pośpieszny pędzi, a ja w nim. Minęło ponad miesiąc, odkąd napisałam ostatni post - i jeśli nie napiszę teraz, to chyba nigdy... bo przymierzam się do niego od tygodnia ;-)
Wciąż tkwię w oku cyklonu, w środku remontu, który jest wielowątkowy, rozległy i absorbujący. Chciałabym wysiąść z tego pociągu, ale się nie da. Rano wygrzebuję się z sypialnego i nerwowo przesiadam na osobowy, aby popędzić do pracy. Wracam o zmroku. Nasz salon przypomina przeładowany wagon towarowy...
A jednak są efekty.
Zupełnie nowy 'look' naszej kuchni ;-) I szafki, które stanęły w sypialni obok łóżka.

Mniejszy kaliber też jakimś cudem robię. W tym całym pandemonium dłubię przy zamówieniach świątecznych. Ach, święta... jeszcze tyle czasu, ale dla mnie wcześniej niż zwykle. Najmłodszą córcię trzeba wyprawić na święta za morze, do siostrzyczek, w połowie grudnia. Musimy więc upiec pierniczki i wypichcić prezenty wcześniej, niż zwykle. I znów przyspiesza InterCity ;-)
(pudełko mogę bezkarnie pokazać, bo już poleciało do właścicielki, mocno spóźnione niestety)
A dla mnie wciąż jest jesień... i w dodatku piękna ;-) Zwalniam... To bardzo zaległe zdjęcia - pozwalam sobie na nie, choć widzę, że u wielu z Was już świątecznie. No cóż... nigdy nie miałam poczucia czasu ;-)

Krzew tarniny chwilę po tym, jak dałam Padre do posmakowania jej cierpki owoc.
Miejcie dobry czas i piękną jesień. Ściskam czule ;-)