Tak, pamiętam, że obiecałam relację z majówkowego rekonesansu po chałupach. Maj ma się ku końcowi, ale trójpolówka biuro-ogród-dom skutecznie odsuwa mnie od wszelkiej działalności "poza". Sprężam się więc i w telegraficznym skrócie sprawozdaję, tym bardziej, że szykuje nam się nowy wyjazd, trochę dalej, i wrażenia się skumulują...
I tak
wszystko
już mi się miesza ;-)
Najpierw Padre wyciągnął nas "na kamole" do Płóczek. On szukał agatów, ja robiłam zdjęcia, suki węszyły i taplały się w wyrobiskach. Potem był piknik nad strumykiem... a dalej nie pamiętam ;-) choć na pewno coś w drodze powrotnej oglądaliśmy.
na horyzoncie majaczy Ostrzyca Proboszczowicka, nieczynny wulkan
Towarzystwo wzajemnej adoracji... bardzo strudzone ;-)
W czwartek - Święto Konstytucji - znowu lecimy tą samą trasą na Lwówek.
Po drodze spotykamy wiele domów o niewątpliwej niegdyś urodzie, aczkolwiek ich czas już minął. Ten został kupiony za 7 tys.! ale właścicielka pozostawiła go na pastwę i pomału został rozgrabiony - z dębowych parapetów, kaflowych pieców, granitowych ościeżnic... Mimo wszystko nie jest na sprzedaż, choć są chętni. Pies ogrodnika?
Kawałek dalej kolejny bezpański(?) cukierek:
I ruiny kościoła w Twardocicach:
Dom, który moglibyśmy kupić. Bardzo romantyczny dojazd wąską drogą stromo pod górę (karetka w zimie nie ma szans). Akurat jest czas kwitnących drzew, więc trochę już zdziczały sad wokół domu oszałamia zapachami i kolorami. Za domem ciągnie się tajemniczy, gęsto zarośnięty jar. Miejsce bajeczne;-) Gdyby właścicielka nie zaczęła remontu po swojemu, gdyby nie położyła elegancko połyskującej dachówki (która nam się strasznie nie podoba), gdyby świeżo wymienione belki stropowe nie były tuż nad głową... to kto wie?
Prosto stamtąd zajechaliśmy do Sąsiada. Sąsiad ma niezłą chatę, piękne widoki i fajnego psa ;-) I staw, który bardzo przypadł do gustu naszym panienkom. Wydaję z siebie achy i ochy, brałabym go (dom, nie Sąsiada ;)) bez mrugnięcia okiem!
Ten dom z kolei jest marzeniem Sąsiada. Skoro sam go nie może kupić, wciska nam ;-) Może nie tyle dom, ile miejsce, z cudną panoramą, z rozłożystą lipą, pod którą można by postawić ławeczkę... z "bardzo romantycznym" podjazdem 'tylko dla terenówek'... naprawdę długo był "numerem 1" i zaprzątał nasze myśli. Ale mamy jakieś plany na życie, a
tam niezupełnie dałoby się je zrealizować. Mimo wszystko nie skreślamy go ostatecznie ;-)
A później padał deszcz i byliśmy na Zamku Lenno, ale nie zrobiłam zdjęć (bo padało) i poszliśmy na kawę z pyszną szarlotką. I to w zasadzie tyle ;-) Trochę jestem spóźniona? Mam nadzieję, że mnie rozgrzeszycie ;-) Oczywiście ściskam czule ;-))