środa, 17 kwietnia 2013

Nierasowy bloger

Czy to nie ja się niedawno z lekka podśmiewałam, że "rasowy bloger zanim zje obiad to zrobi mu zdjęcie"? Otóż z okazji wizyty córci -  wegetarianki z wegańskimi inklinacjami - popełniłam obiad tak fotogeniczny, że nie można było mu się oprzeć.  Zamiast zasiąść do stołu, Ada wybiegła z talerzem do ogrodu. 
Grillowana papryka i cukinia na kaszy gryczanej i szpinaku 'baby', polane jogurtowym sosem czosnkowym (tu sprzeniewierzyłam się zasadom wegańskim) i posypane pietruszką... dużo pietruszki!
Nijak nie mogę jednak zaliczyć się do rasowych blogerów, zaniedbując bloga i swoich miłych czytelników w sposób skandaliczny. Mam na swoje wytłumaczenie czynniki obiektywne i subiektywne, ale Wam ich oszczędzę. Zamiast tego - obiecany onegdaj kolejny odcinek podróży do Kerry.

Odkryty przez naszych kochanych irlandzkich rezydentów zupełnie przypadkiem, leśny teren rekreacyjny 'Glanteenassig', położony 24 km na zachód od Tralee, jest miejscem o urodzie na miarę naszego rezerwatu, ale całkowicie dostępnym, z miejscami do grilowania i parkingami; z drogami wewnętrznymi dla aut i dostępnością dla osób na wózkach.  Jak na Irlandię - las bardzo zacny;) jeziora z idealnie czystą wodą, w których odbijały się otaczające je szczyty - można w nich łowić ryby. Ścieżki "dydaktyczne" starannie opisane, ze świetnym patentem przeciwpoślizgowym - po prostu wyłożone siatką hodowlaną.
W dolnej części - las Sherwood, w górnej - Yellowstone ;)
I pasące się owce (rogate!, to nie barany!) łażące luzem, stojące nam na drodze i gapiące się w obiektyw. Oczywiście ich zdjęcia dedykuję Rogatej Owcy, to dzięki niej zwracam teraz baczną uwagę na takie duperele ;))
Prawdopodobnie będzie jeszcze kolejny odcinek... tymczasem ściskam czule ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

Ten post jest sponsorowany przez literkę F

... jak Farma Form. Sponsoring jest jedynie mentalny... ot, po prostu trochę prywaty, za to pełnej uczuć macierzyńskich ;)
Farma Form to całkiem jeszcze świeży blog, do którego Was chcę dzisiaj zaprosić. Blog, który jest częścią pomysłu na życie mojej córki Ady (w niektórych kręgach znanej jako Thrima), a także wizytówką powstającej właśnie jej własnej pracowni ceramicznej. Na razie kompletuje sprzęt i próbuje, bidulka, pozbierać dokumentację zdjęciową swoich osiągnięć, którą skandalicznie zaniedbała. Rasowy bloger, który nie zje obiadu, zanim go nie "obfoci", byłby na jej miejscu w posiadaniu przepastnego archiwum...  Śmiem twierdzić, że jedyne dobre zdjęcia prac, jakie ma, pochodzą ode mnie ;-) Ale teraz wszystko przed nią. Jaka będzie Farma Form i jakie jeszcze pomieści projekty, pomysły i działania - to pokaże Wam, jeśli zechcecie, sama Ada. Zdradzę tylko tyle, że częściowo (może nawet w sporej części) mamy nadzieję wspólnie je realizować i wspierać się wzajemnie. Tak czy inaczej nieco o nich u mnie usłyszycie.
Tą kurkę-oliwnopiórkę zrobiła specjalnie dla mnie... zamiast na jajach często siedzi sobie na czosnku 
Mam nadzieję także skorzystać z jej pracowni, a jak tylko przyjedzie piec do ceramiki powypalam wreszcie naczynka, które wysychają sobie od roku;) i się nimi pochwalę;-) A na razie czule Was zachęcam do odwiedzenia mojej zdolnej córci na jej Farmie;)
Pięknego weekendu,
Inkwizycja