niedziela, 11 marca 2012

Drugie koty za płoty

"Pierwsze koty za płoty" - powiedzieliśmy sobie po poprzednim rekonesansie. 
W sobotę objechaliśmy kolejne miejsca z nowym pośrednikiem (który jest psiarzem i mówił do naszych suk 'dziewczynki'; "ostrożnie, dziewczynki, nie wchodźcie tam!" ;-))
Miejsce nr 1: fajna lokalizacja, duża działka na południowym stoku, na skraju wsi, granicząca z zagajnikiem. Widok na góry przecięte linią gondoli na  Stóg Izerski, jak blizną. Dom kryty ładnym łupkiem, z zewnątrz - do zrobienia. W środku stary magiel i wielka skrzynia, ale właściciel od razu mówi, że to zabierze :-(  Niby nie ma się o co przyczepić, a jednak... nie ma chemii.
Miejsce nr 2: zrobiłam tylko jedno zdjęcie. Miła starsza pani spaliła przez nas naleśniki, tak bardzo chciała, abyśmy obejrzeli go wewnątrz. Ale już wiedzieliśmy: działka wciśnięta między jednego ujadającego psa na łańcuchu, a drugiego, też na łańcuchu. Nasze panienki zostały w aucie...

Miejsce nr 3: największym jego atutem była cena ;-) Widok rozległy, ale nie na góry, mały sad i podmokła  łąka. Mała działka! Sam dom - nieciekawy, choć nie to jest dla nas najważniejsze. 

Miejsce nr 4: dom w trakcie remontu. Dla nas byłoby lepiej, gdyby właściciel w ogóle go nie zaczął ;-) Mimo wszystko nie zdołał zepsuć widoków z okien I piętra - Padre. Ja na piętro nawet nie wchodziłam... Położony przy szosie - odpada ze względu na nasze koty. W dodatku sąsiaduje z pałacem, który został kupiony przez majętnego inwestora z zamiarem przekształcenia go w hotel i centrum konferencyjne.
Na koniec mimo naszych oporów Pan Agent wywlókł nas aż za Lubań, do Nawojowa. Chyba okazaliśmy się zbyt mało asertywni ;-) Choć trochę mu się nie dziwię, bo podczas kolejnych oględzin i rozmów zaczął nas chyba uważać za (nieszkodliwych?) wariatów, ponieważ wciąż się upieraliśmy, że najważniejszy jest widok! Dom w Nawojowie istotnie był... specyficzny. Poprzedni właściciel zamurował otwory okienne i wrota na parterze i wypichcił dwa ogromne pomieszczenia kompletnie bez okien... Najbardziej podobał nam się widok na rzekę. Po przyciśnięciu naszego agenta wydało się, że do sprzedania jest tylko grunt ograniczony ogrodzeniem, a dokupić można otaczające go działki... budowlane.
Uff... już po wszystkim... mamy materiał do przemyśleń na najbliższe wieczory i pędzimy do Kłopotnicy! Miejsce jest urocze, widok zapiera dech i takie zachody słońca tam mają ;-))
W sąsiednim Rębiszowie oglądamy dom na 4 hektarach. Z.i Ł. - chcecie wiedzieć, co jest z nim nie tak? Z tyłu trochę się wali...
a jak się odwróciliśmy - widok nas zabił.
Zanim dojechaliśmy do domu do przemyśleń pozostał tylko nr 1.
W zasadzie niezłe miejsce... ale nie zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. To może małżeństwo z rozsądku, a uczucie przyjdzie później? Ale czy w tak ważnej sprawie, jak miejsce w którym mamy spędzić resztę życia, można iść na kompromis? No nic, szukamy dalej... 
Słonecznej niedzieli, ściskam czule! ;-))

środa, 7 marca 2012

Rekonesans

Szukamy domu.

Nie, nie staliśmy się bezdomni. 
I nasz kosmiczny kominek nie wybuchł ;-)
Po prostu szukamy swojego miejsca do życia. Wymarzonego i (prawie) idealnego...
Po wielotygodniowej burzy mózgów wstępnie sprecyzowane kryteria są następujące:
- duża działka na uboczu i z widokiem na góry zapierającym dech, teren ze spadkiem z południową wystawą 
- stary dom do remontu i z potencjałem, pożądany mur pruski, kamień i łupek w elewacji
- zabudowania gospodarcze mile widziane
- przydałby się strumyk lub staw dla naszych panienek
- cena gra rolę ;-)
W zeszły weekend byliśmy mamieni przez pośrednika nieruchomości ruderkami cudnej urody, niestety na działkach wielkości chustki do nosa, wciśniętymi pomiędzy sąsiednie zabudowania w jeszcze gorszym stanie. Jak na złość domy były urokliwe, były także strumyki i starodrzew dębowy... Ale nie było oddechu, perspektywy, poczucia wolności.
Uwolnieni ze szponów agenta rozbiliśmy obóz w kamieniołomie w Przeździedzy, by trochę nadwątlone siły podreperować i pogrzebać w rumowisku. 

W niedzielę wróciliśmy do kamieniołomu w Zimniku. Tak nas po tych kamieniołomach nosi ;-) Krajobraz jeszcze pozimowy...
... ale są obiecujące elementy ;-)
W piątek wybieramy się na kolejny rekonesans. Kierunek: Pogórze Izerskie...
Ściskam czule!