poniedziałek, 9 lutego 2015

Lekko spóźniony wpis o (nie)remontowaniu

Właściwie to miał być na koniec sezonu budowlanego. Ci, którzy u nas bywają wiedzą, jak jest. Ci, którzy nie bywają, czasami pytają: jak wam idą prace remontowe?

Ano tak... zupełnie od czapy. Nie remontujemy, a raczej - budujemy.

Na początek: garaż. Budowany dwa razy, bo za pierwszym w połowie położyła go wichura. Czegoś się jednak nauczyliśmy i teraz wszystkie konstrukcje są wiatroodporne ;)

W miejscu dawnej komórki stanął więc garaż z warsztatem, pełniący tymczasowo rolę magazynu. O taki śliczny:


Zaraz potem trzeba było postawić wiatę dla koni i owiec.  
To część dla owiec. Kozy są tu tylko gościnnie.


Potem przyszła kolej na koziarnię, przybudowaną do wiaty. Bardzo już chcieliśmy pozbyć się Jagnia z pokoju, a kózek z letniej kuchni.
Wszystkie zwierzątka były bardzo zainteresowane i starały się pomagać ;)

Na drewno do wędzarni powstał padrowymi ręcyma stojaczek. 

I na koniec sobie Padre spełnił swoją fanaberię i popełnił takie cóś:

A Dom?
Dostał całkiem nową skrzynkę elektryczną. Dziurawy dach został zabezpieczony. I na razie staruszek trzyma się nieźle ;)
Ściskam czule,

Inkwi ;)

niedziela, 1 lutego 2015

Musicie to zobaczyć!

Ja i moje owce marnotrawne zawarliśmy pokój.

Choć bardziej to się o kuchnię ociera... przez żołądek do serca itd.
Suchy chleb okazał się przedmiotem pożądania.
A może to obecność rannej owieczki w zagrodzie? Rana goi się pięknie, za poradą Igora smaruję ją maścią z miodu, czosnku i tymianku... owieczka pije ochoczo miksturę z czosnku i miodu (fuj!), już bardzo by chciała wyrwać się na wolność... 
Złe jest to, że mamy palce pogryzione do krwi ;) trzeba być bardzo czujnym przy karmieniu z ręki.
dzióbek ;)
spójrzcie na te zęby ;)
Jest też szansa, że odnalazła się nasza ostatnia uciekinierka. Dzień po tym, jak była ostatni raz widziana w okolicy (a potem jakby rozpłynęła się w powietrzu), do gospodarstwa, z którego moje owieczki pochodzą, przybłąkała się pojedyńcza owca, podobna z wyglądu. Niestety pani właścicielce nie przyszło nawet do głowy, że może to być nasza zguba; często ma dziurawiony płot i owce jej się wymykają (a czasem giną... nie ma najlepszych sąsiadów), więc po prostu zagoniła ją do stada. No i nie mamy 100% pewności, czy to nasza... ale trzymamy się  tej myśli, żeby moc spać spokojnie. Pewność będziemy mieć w maju, przy strzyży wszystkie owce będą spisywane. Tamto stado liczy ok. 150 sztuk i nie ma możliwości sprawdzenia już teraz. Może dowiemy się wcześniej, gdyby tak się stało, że urodzi małe (jeśli Zygfryd okazał się skuteczny... choć sama widziałam jego rozczulające młodzieńcze zaloty ;-)) 
Może zła passa naszych 'blogowych' zwierząt już się skończyła?
Ściskam czule,

Inkwi