niedziela, 27 lutego 2011

Losowanie i suplement

Nie było zbyt wielu chętnych na 'Edwarda Tulana'. Szkoda...  To książka, którą da się połknąć w jeden wieczór, tym bardziej nie stanowi wyzwania, niczym 'Ulisses' jakiś...
Garstka śmiałków zasługuje więc na wielkie podziękowanie z mojej strony za udział w zabawie. Dziękuję Wam gorąco!
Losowanie odbyło się w samo południe, w najjaśniejszym miejscu chałupki - czyli na inkwizycyjnym stole tortur:
Zamknęłam oczy i wyciągnęłam los, a Wielki Inkwizytor odczytał wyrok:  
Gratuluję, moja droga, jak już ochłoniesz napisz maila!

Korzystając z pięknego światła zrobiłam trochę więcej zdjęć. Ostatnio nieco się obnażyłam przed Wami, więc dzisiaj jako suplement kawałek mojego miejsca działań twórczych i jeszcze coś o mnie z przymrużeniem oka
- słucham tylko Trójki
- co wieczór gotuję "psią zupę" dla panienek
- nienawidzę prasować i robię to w ostatniej chwili
- mam słaby refleks jeśli chodzi o błyskotliwe odpowiedzi ;-)
Takie sobie teraz bardzo wiosenne rzeczy dłubię ;-) Zgadnijcie, kto obgryzł nożyczki...?
Życzę Wam równie słonecznej niedzieli, jak u mnie. Lecimy na spacer!

ps
Nie bardzo rozumiem, dlaczego na podglądzie mam równiutko ustawione zdjęcia, a potem się tak wyświetlają bez ładu... Może mnie ktoś oświecić?

piątek, 25 lutego 2011

Każdy ma swoją inkwizycję

...która go dręczy niewygodnymi pytaniami ;-)
Moim Wielkim Inkwizytorem stała się Kaprysia, która upierdliwie drąży temat... no właśnie, temat który miał być tajemnicą i którym chciałam zabłysnąć!
Kaprysia otóż, mistrz nad mistrze, najpierw sprowokowała u mnie wybuch nowej pasji, potem z ogromną cierpliwością i szczodrością udzielała rad i wsparcia, na koniec zaś zażądała efektów czyli owoców moich nieśmiałych prób.
Mówię Wam - filowanie wciąga!
Teraz wspólne weekendy z moją córcią spędzamy z mokrymi rękami nad folią bąbelkową ;-)
A tu coś, czego urokowi nie mogłam się oprzeć: dred a`la Kapryśnik ;-)
Nie ma to jak dobre źródło inspiracji ;-) Kaprysiu, jestem Twoją dłużniczką!  


Teraz część przyjemniejsza ;-) Winna Wam jestem  rozwiązanie zagadki fotograficznej z poprzedniego postu. Wasza nieposkromiona fantazja przy wymyślaniu zastosowania tego dziwnego ustrojstwa przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Były odpowiedzi bliskie prawdy i bardzo romantyczne, i całkiem fantastyczne! A jedna - i to pierwsza - prawidłowa! Kasia nie tylko zgadła, że to urządzenie do zapisywania wyników, ale jeszcze wykazała się czujnością i błyskawiczną reakcją ;-) Gwoli ścisłości dodam, że jest to urządzenie do zapisywania wyników gry w bilard produkcji "naszych" panów Orme. Ja obstawiałam baardzo stare radio...
Tak więc oprócz właściwej odpowiedzi postanowiłam nagrodzić dodatkowo wylosowaną spośród wszystkich Waszych propozycji, bo były urocze ;-) Sierotką została moja lewa łapka (na panienki, jak wiecie, nie ma co w tej kwestii liczyć), prawa łapka sprawdzała poprawność losowania. I otóż wyciągnęła...
...Amelię10, która remontuje 100-letnią chatę!
Dziewczyny, proszę o kontakt w kwestiach technicznych! 
Żywię nadzieję, że choć trochę frajdy sprawiła wszystkim ta mała zabawa ;-) 


Ale to jeszcze nie koniec. Zostałam obdarowana wyróżnieniem, a jednocześnie wywołana do tablicy przez Anię w małym domku. Zasady tego wyróżnienia nakazują bowiem przekazać je trzem kolejnym osobom i zdradzenie siedmiu rzeczy, jakich o mnie nie wiecie. 
Hmm... 
1. mam dyplom inżyniera górniczego III stopnia
2. i certyfikat Wiedźmy Walońskiej przyznany przez Mistrza Walońskiego
3. rano pijam bawarkę
4. mam lęk wysokości 
5. noszę kamienie w torebce
6. śpiewam prowadząc samochód (no to za dużo powiedziane, wrzeszczę sobie), a czasem miotam głośne wyzwiska... mówiąc krótko z łagodnej osoby zmieniam się w demona
7. swoje auto nazwałam "Smoczyca" i tak też się do niej zwracam


Aniu, gorąco Ci dziękuję! czy wystarczająco zaszalałam?
Wyróżnienie wraz z prośbą o wyznania przekazuję:
Esterze
Marynie
Bree
chętnie dowiem się czegoś więcej o Was ;-) 


Aha, przypominam, że jeszcze jutro do północy można zapisywać się na podróżującego Edwarda Tulana. Troszkę mnie smuci, że tak mało osób jest chętnych... Ostatnie badania przyniosły wstrząsające wyniki na temat czytelnictwa w Polsce - ponad 50% dorosłych Polaków nie miało w ręku ani jednej książki w ciągu roku! - więc byłoby dobrze podnieść statystyki...


Ściskam czule i do niedzieli!

sobota, 19 lutego 2011

A jednak żelazko!

Ta historia ma swój początek w 1845 roku w Manchesterze, gdy powstała firma "Thomas and James Orme, billiards and bagatelle table manufacturers". Szybko zostali uznani za najlepszych producentów stołów bilardowych i w 1865 roku osiągnęli pozycję jednego z najsłynniejszych wytwórców na świecie. Dzięki dynamicznemu rozwojowi szybko otworzyli kolejne placówki w Liverpool, Londynie i Glasgow.

Spod ich rąk wychodziły takie piękne, misternie rzeźbione i perfekcyjnie wykonane stoły bilardowe:
Źródło: http://www.normanclare.co.uk/Orme.html

Kunszt ich pracy został doceniony. W 1896 ukończyli zamówienie dla Edwarda księcia Walii i w roku 1901 zostali oficjalnie mianowani wytwórcą stołów bilardowych dla Króla.


Do prasowania sukna stołów bilardowych  w czasach sprzed elektryfikacji używano ciężkich żeliwnych żelazek.
Te są z II połowy XIX wieku:

Źródło: http://www.proxibid.com/asp/LotDetail.asp?ahid=1383&aid=27649&lid=8337958 

Kiedy Padre zobaczył podobny kawałek żelastwa nie mógł mieć pojęcia, do czego służyło, ale znając moje ciągoty zdobył je dla mnie ;-)
Długo deliberowaliśmy cóż to za przedmiot jest. Zresztą nie tylko my, bo i w komentarzach pod postem  walentynkowym sporo było wątpliwości...
Teraz już wiemy ;-)
Szczerze mówiąc ta informacja wprawiła nas w osłupienie!   

Oto młodsi bracia:
'Alcock & Co, Russell St., Melbourne', ok. 1900
Źródło: http://www.carters.com.au/index.cfm/item/34472-billiard-table-flat-iron-made-for-alcock-and-co-russell-st-melbo/

'Heiron & Smith Sydney & Brisbane' ok. 1910
Źródło: http://www.carters.com.au/index.cfm/item/75947-heiron-and-smith-sydney-and-brisbane-billiard-table-iron/ 

Bardzo podobne do naszego:
'H. J. Davis Co. Ltd of Old Brompton Kent'  
Źródło:http://www.antiqbuyer.com/All_Archives/IRONS_ARCHIVE/spec_purp_arch.htm

I jeszcze jedno:
'Burroughs& Watts Ltd., Johhannesburg' 
 
Źródło: http://www.sportingcollectibles.com/billiards.html

I na koniec zagadka: kto wie, co jest na tym zdjęciu? 
 
 Może będą nagrody ;-)
(w zależności od kreatywności i oczywiście poprawnych odpowiedzi) 









czwartek, 17 lutego 2011

Podróże Edwarda Tulana

Ta świetna zabawa została zapoczątkowana na blogu Mój świat i hafty
Dzisiaj Edward Tulan dotarł do mnie od Keli, wraz z mnóstwem słodkości i (chyba własnoręcznych) wytworów już w wielkanocnych klimatach ;-) Dziękuję Ci, Kelu, serdecznie!


Mogę Wam już powiedzieć, że książka jest urocza. Przepięknie, nastrojowo zilustrowana. Duże litery ;-) To dobrze, bo jestem pewna, że będę przy niej beczeć...

Kto ma ochotę powzruszać się i pozachwycać, proszony jest o wyrażenie tej chęci pod tym postem. 


Zasady zabawy:
1) proszę zostawić komentarz pod tym postem do 26 lutego 2011 (losowanie w niedzielę 27 lutego)
2) umieścić informację o zabawie wraz z podlinkowanym zdjęciem na swoim blogu
(w zabawie biorą udział tylko osoby posiadające blog)
3) czekać na losowanie, a potem na przesyłkę
4) przeczytać książkę w ciągu 10 dni
5) zorganizować u siebie następne "candy" (nr 12) na takich samych zasadach
6) wpisać się do książki
7) dodać do książki jakąś "słodką" niespodziankę.

Pragnę się podzielić z Wami jeszcze jedną radością i wzruszeniem: otóż Hannah - Une Femme przyznała mi, wykonane własnoręcznie;-) wyróżnienie "za wielkie serducho". Hmmm... nie będę ukrywać, że jest mi niezmiernie miło...
Pozostając w zgodzie  ze swoimi zasadami, przekazuję to piękne wyróżnienie wszystkim moim blogowym przyjaciółkom, które są wspaniałymi i kreatywnymi babkami! ;-)

I przypominam, że dziś Międzynarodowy Dzień Kota! Mrrauuu...

niedziela, 13 lutego 2011

Dowody miłości

Materialne. Niezbyt kosztowne. Dla mnie bezcenne.
Ukochany zielony dzbanek, który się stłukł... po kilku tygodniach dziecko przyniosło mi ten talerz-paterę-miskę ze słowami "Mamusiu, to jest reinkarnacja twojego dzbanka"...
 
Mosiężne duperele wynalezione przez Padre na targu staroci... 
 Pojemnik na cytrynkę zrobiony łapkami córci "bo ciągle o niego nudziłam"
No i najcięższy kaliber: "coś" zdobyte dla mnie przez Padre w sposób, którego nie zdradzę...;-) żeliwne, ważące 7 kg.... przedmiot mojego chorego pożądania... ;-)

 I niech mi ktoś powie, że to komercyjne święto...
ps:
ja też Was kocham...