środa, 19 września 2012

Zbiory i podzbiory

Jestem takim ogrodnikiem, co to "nie sieje, nie orze, a samo mu rośnie". No, niech będzie - wsiałam dynie i fasolkę... ale poza tym moja rola ograniczyła się do chluśnięcia gnojówką z pokrzyw raz i drugi i do liczenia dyń ;-)
No i urosło mi:


To dopiero połowa dyniowego zbioru... nie mam pojęcia, gdzie je będę trzymać ;-) Na razie wygrzewają się na murku.
Ja nawet nie muszę ich jeść, wystarczy, że mogę je oglądać, patrzeć jak kwitną, a potem dojrzewają... A na koniec - zbierać i karmić innych ;-)
Ten krzaczek pomidorka koktajlowego wysiał się zupełnie SAM. Dwa lata temu stała tu donica z kompozycją warzyw ozdobnych - krzaczek pomidorka, koper ozdobny, karbowana pietruszka i ozdobna niejadalna poziomka - zdewastowały ją pomrowy... pewnie stąd to nasionko. Ulokował się pod ławką... więc tam pozostał. Może nawet doczekamy się jesiennych pomidorków?
A znakiem tego, że niechybnie lato się kończy jest mój powrót do dekupażu i do rozgrzebanych, a dawno porzuconych projektów...
Ściskam czule ;)

piątek, 14 września 2012

Kocie pozycje

Drodzy kociarze, fajny konkurs na dziwne kocie pozycje ogłosił Klub Kota Jasna 8 (info na pasku bocznym). Ale moje koty są beznadziejnie układne, kładą się i siadają równiutko, łapki pod siebie i buzie w ciup! Więc szans w konkursie nie mamy żadnych ;-)
Zamiast tego, pozostając w kociej tematyce, chciałam Wam pokazać kotki Marty, mojej zupełnie bezblogowej koleżanki. Znalazła je w rowie jakieś dwa tygodnie temu, chore i wychudzone. Wyhołubiła je i podpasła, jeden znalazł nowy dom, a pozostała trójeczka rozwesela jej życie. Czyż nie są słodkie?
W zasadzie czarna koteczka jest do adopcji, gdyby ktoś przekonał Martę, że bardzo, bardzo jej pragnie.
Uściski, mrrrau!

Uwaga: kocie wygibasy są już TU. Głosujcie!

niedziela, 2 września 2012

W trybikach kieratu czyli tam i z powrotem


Lubię brać urlop pod koniec lata. Kiedy wszyscy z piękną opalenizną, głowami pełnymi wspomnień i w szponach depresji pourlopowej muszą wracać do pracy,  ja wciąż mam przed sobą tą cudowną perspektywę wolności ;-)
Poza tym po sezonie jest ciszej, spokojniej, bardziej romantycznie...
Byliśmy w Takim Jednym Miejscu, o którym na razie nie mogę pisać.
Trochę się już do niego przyzwyczaiłam, ale jeśli coś pójdzie nie tak... trudno.
Na razie mam głowę pełną wrażeń i już za sobą depresję pourlopową. Opalenizny zjawiskowej nie mam, za to nogi podrapane, jak w przedszkolu ;-)
TAM:
I teraz uwaga: to cudo powyżej  to przegorzan. A "koper" poniżej - dzięgiel leśny. No naumiałam się ;-) Dzięki Megi. Megi, dzięki!
Nasz domek tymczasowy bardzo przypadł panienkom do gustu. Kuchnia też. I wybieg... bez końca ;-) Chyba wszystko im się TAM podobało ;-)
Wschody i zachody słońca były zjawiskowe. Zachody miały tą przewagę, że można było robić zdjęcia nie ruszając się z leżaka, żeby obejrzeć wschód trzeba było wygramolić się ze śpiwora o 5 rano i polecieć jakieś 30 m na przełęcz ;-)
Wycieczka żółtym szlakiem z Komarna do Wojcieszowa skończyła się wędrówką "na azymut" i spotkaniem liska.  A nawet dwóch ;-) Bawiły się jak szczeniaczki... a my podglądaliśmy je z daleka z zapartym tchem (i z panienkami na smyczy... całe szczęście, że były zmęczone).
Zwyczajowo w tle majaczy Ostrzyca Proboszczowicka – nieczynny wulkan.

A PO POWROCIE:
Rano trzeba śmigać do roboty, a po pracy - słoiki (tak, droga Ystin), słoiki, słoiki… ;-)
Ogarniam maliny, które mnie osaczają. Liczę dynie i ważę je w oczach i już myślę, co będzie można z nich upichcić ;-) Podbieram szpakom trochę czarnego bzu i nastawiam nalewki.
Spędziłyśmy z Megi wieczór i kawałek nocy na rozmowie o chwastach, zbiegach okoliczności i naprawianiu świata. 
Lato pomału się kończy. Słońce jest zamglone, rano na trawie długo leży rosa, wieczory chłodniejsze. Czai się jesień pełna perspektyw... Jestem na nią przygotowana;-) 
Ściskam Was czule