niedziela, 24 marca 2013

W nadziei na zielone

Chyba u wszystkich głównym a drażliwym tematem jest teraz wiosna, która zamiast przyjść, sfochowała się i nie nadeszła, sypiąc śniegiem. Nie będę więc oryginalna i też ponarzekam na aurę. Zmamieni otóż możliwością podziwiania łanów dzikich żonkili polecieliśmy na mały urlop do Irlandii, do hrabstwa Kerry. A konkretnie do Dingle, po irlandzku An Daingean (leży w irlandzkojęzycznym rejonie 'Gaeltacht'), niewielkiej, acz urokliwej portowej i turystycznej mieściny na zachodnim wybrzeżu.
Ilekroć odwiedzałam Zieloną Wyspę, zawsze przywoziłam ze sobą piękną słoneczną pogodę, niezupełnie typową dla tego wyspiarskiego kraju. Mgły i przelotne deszcze, diametralna zmiana pogody kilkakrotnie w ciągu dnia, są tutaj czymś normalnym. Nie ma ekstremalnych temperatur, są tylko ekstremalne odczucia, gdy wychodzi się rano w trampkach i T-shircie, a wraca po południu w ulewnym deszczu pod wiatr ;) 
Tym razem mieliśmy wyjątkową okazję obserwować totalną śnieżycę i temperatury poniżej zera, a kiedy wstaliśmy rano, szczyty gór wokół Dingle jakiś szalony cukiernik posypał cukrem-pudrem...
Nie przyszło nam do głowy, żeby spakować czapki, rękawiczki i ciepłe kurtki... trzeba było ubierać się na cebulkę ;-)

Łan jednakowoż był - jeden ;) I mniejsze skupiska, na każdym kroku i murku. Namiastka wiosny.
Co jeszcze było jak zwykle? Murki, murki... moje ukochane, dzielące stoki na zielone prostokąty. Owieczki - też moje ulubione... bezrogie i rogate, poznaczone farbą przez właścicieli. Kwitnące już "kolczaste janowce"... one chyba cały rok kwitną? Kamienne domki. 


Samo miasteczko Dingle jest o tej porze roku jeszcze ciche i puste, choć przed nami był Festiwal Filmowy, no i oczywiście St. Patrick's Day. Strome uliczki, cztery na krzyż ;) Górujący nad miastem neogotycki kościół św. Marii sąsiaduje z kolorowymi fasadami sklepików i pubów, w sezonie wypełnionymi tłumem turystów. Teraz oprócz nas było w pubie dwóch tubylców, oglądających transmisję z meczu. Wypiliśmy po jednym piwie i trzeba było ruszać z powrotem, pod górkę i pod wiatr, a kawałki lodu boleśnie uderzały nas w twarz.
(no, może to nie był stricte lód, ale ta na wpół zamarznięta woda wespół z wiatrem świetnie go udawała)
Niektóre rzeczy nieodmiennie wprawiają mnie w zachwyt i zażenowanie jednocześnie: oto szafeczka, w której gospodarz wykłada jajka i pudełko na pieniążki (prawdziwie 'vintage' i oczy mi się do niego śmiały;-) jakbym już miała kraść, to tylko to pudełeczko;))... przy szlaku skrzynka z pieczątką luzem, nie na łańcuszku - i nie ginie. Gazety w specjalnych samoobsługowych pojemnikach, płaci się i zabiera. Czemu u nas tak się nie da?

To jeszcze nie koniec wycieczki.
Będzie jeszcze ciąg dalszy, ale mam jakąś potworną zapaść i muszę spać, spać, spać... aż do wiosny.
Nasze panienki żarły dziś śnieg na spacerze. Pomóż wiośnie, jedz śnieg!

Ściskam czule;)

34 komentarze:

  1. Ja też lubię owieczki! (Niam, niam...!)
    PIECZEŃ BARANIA.

    Z ćwiartki baraniny obciąć starannie tłuszcz, żyły i błony, zbić mocno, rozciąć mięso i wyciągnąć kości, posolić, popieprzyć, zwinąć mocno, związać sznurkiem.
    Do rynki (tu: brytfanna, gęsiarka, rynienka, blaszka, - przypis red.) wlać pół szklanki rosołu, tyleż wina, jarzyn jak w poprzednim przepisie, i często obracając, dusić półtory godziny. Polewać ją często śmietaną, dać kawałeczek masła sardelowego, gęstować to razem, a gdy pieczeń mięka, rozwiązać sznurek, pieczeń pokrajać w plastry, a sos przecedzić przez sitko i polać po mięsie.
    Śmietany liczy się 1/4 l.


    PIECZEŃ BARANIA NA SPOSÓB SARNINY.

    Cąber barani obrać z tłuszczu i z żył bardzo starannie, posolić go i niech tak przyciśnięty deszczułką i kamykiem poleży kilka godzin. Przed użyciem naszpikować go świeżą słoniną, polać mocnym octem i trochę wodą, a piec pod nakryciem posmarowanego smalcem papieru, cąber często polewając tym sosem, który z siebie puści.
    Gdy już cąber upieczony, pokrajać go w plastry
    tak jak cąber sarni, obłożyć plasterkami cytryny i podać z ostrym sosem. Można go na dopiekaniu posypać mąką i zalać śmietaną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha!
      Anonim, to JA: Padre & co.

      Usuń
    2. NIE godzi się ciemną nocą takie soczyste przepisy serwować... ;)
      Toż my tu w większości same kobity a co za tym idzie pół życia na diecie ;D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Co za smakowite przepisy!
      Ja nie jestem na żadnej diecie - nigdy,więc czytam z rozkoszą.
      I przyrządzę sobie takową baraninę tuż po Wielkiej Nocy.

      Usuń
    4. Pytanie do Padre- czy zamiast baraniny może być jagnięcina?
      Czy to jednak nie to?

      Usuń
    5. Mam podejrzenia, że Padre inspirował się koźliną... to tak w nawiązaniu do mojego planu hodowli kózek ;) I obawiam się, że mu wszystko jedno, byleby rogate i miało kopytka. On jest zdecydowanie mięsożercą.
      O przepis spytam jak tylko wróci z rozjazdów.

      Usuń
    6. Jagnięcina jest mięsem delikatnym i jako takie nie wymaga zbyt wielu zabiegów. Z baraniną sprawa już jest nieco bardziej skomplikowana.
      (...) Natarłam zatem porządnie baraninę smalcem z roztartym ze świeżym czosnkiem cząbrem i solą i odstawiłam na noc. Następnie zabejcowałam mięso jak dziczyznę, zanurzając je w zaprawie z czerwonego wina, octu, jałowca, odrobiny ziela angielskiego, warzyw i sporej ilości cebuli i czosnku w główkach podzielonych na pół. Samo mięso ponakłuwałam nożem, a w powstałe w ten sposób otwory włożyłam zamarynowaną w bejcy cebulę, która w tej postaci nadaje mięsu lekkość i odbiera mu dzikość. To mięso naprawdę wcześniej chodzi po łąkach, dlatego jest takie zdrowe. Wbrew powszechnej opinii jest jednak mięsem szlachetnym, dlatego mądrzy ludzie na całym świecie tak je uwielbiają. Następną częścią rytuału jest odstawienie mięsa w zalewie na dwa dni do kamionkowych garnków. Trzeba pamiętać, żeby co jakiś czas je przewracać z prawej na lewą stronę i na odwrót. W ten sposób mięso cudownie kruszeje i nabiera delikatności. Po dwóch dniach (...), zaniosłam mięso z samego rana... do piekarni. Ogromny, świetnie rozgrzany piec jest najlepszym miejscem do upieczenia baraniny. (...) Na południu Europy ten zwyczaj praktykowany jest bardzo często i nikogo nie dziwi, że piekarze na koniec pracy wkładają do pieca baraninę. Nagrzany po upieczeniu chleba piec upiecze ją doskonale, bo od razu zamknie z wierzchu i nie wysuszy w środku. Po powrocie z piekarni umieściłam mięso z powrotem w bejcy, wymieszanej pół na pół z kwaśną, wiejską śmietaną i dusiłam pod szczelnym przykryciem przez kolejną godzinę. Dzięki temu mięso zaczęło łagodnie odchodzić od kości i stało się jeszcze bardziej delikatne. Zakopane już pod śniegiem, Giewont cudownie biały, a do tego słońce. Pomyślałam więc, że moje danie będzie tym bardziej śnieżno-zakopiańskie, i na gotową baraninę położyłam dobrze ubitą, świeżą kwaśną śmietanę. W ten sposób udało mi się przygotować baraninę „pod śniegiem”, zaś sama śmietana jeszcze bardziej wygładziła smak baraniego mięsa, który w pewnym momencie zaczął nawet przypominać jeleninę, choć przecież cały czas był to nasz, polski, skaczący baran z rogami. Do tego podałam nakładaną łyżką wazową kaszę perłową i cudowne, tarte, świeże buraki z kminkiem, cebulą i czerwoną papryką.
      A to powyzej z: http://www.wprost.pl/ar/215782/Miedzy-jagniecina-a-baranina/
      Ja jeszcze nie umiem gotować, ale wszak nie od razu Kraków zbudowano, nie od razu barana upiekli, zatem kiedyś...

      Usuń
  2. Padre jest podły. Ale: my będziemy mieli kózki. I nie będziemy ich zjadać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No kobitko, na to mnie NIE namówisz!!!
    Mimo całej mojej ogromnej sympatii dla Ciebie...
    śniegu jeść NIE będę!
    ;D
    Ileż ja musiałabym się go nalizać...........
    kochana ja nawet szufli do odśnieżania już nie chowam....

    Wyjazd ech....co tu pisać... kiedy sama wiesz
    też bym się zabrała i gdzieś pognała przed siebie
    ale powróz u mnie tyci tyci, wciąż jakieś obowiązki...
    Nie mogę zrozumieć dlaczego ten piękny baran jest farbą popsikany...
    Co prawda gołym okiem widzę, że urody jest wielkiej ale???

    Czekam na kolejną relację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że TAKIEGO przystojniaka nikt by nie pomylił ;DD
      Buziaki posyłam :***

      Usuń
    2. Gospodarze tak znaczą swoje stada, żeby się nie pomyliły. Te owce pasą się często same, w takich miejscach że aż dech zapiera! Na stromych zboczach i niedostępnych półkach skalnych. Czasami patrzy się na szczyt i widać tylko małe białe punkty...

      Usuń
  4. Piękne zdjęcia ...
    Jak z bajki :-)
    Tak już tam kwiaty kwitną ??

    OdpowiedzUsuń
  5. Pola zonkilowe! dzikie zonkile! to musi byc cóś piknego!!!!mnie ta owieczka popsikana farbami bardzo przypadla do gustu, poza tym taki zielony budynek to tylko myslalam ,ze moze byc tutaj w Wenezueli, gdzie ludzie kolorow sie nie boja. Neci ta Twoja Irlandia...nie bylam tam jeszcze!czekam na wiecej! wystarczy tego "spac, spac, spac"..pozdrawiam z And..aaaa! w Andach tez takie kamienne miedze sie robi, bardzo mi sie spodobaly od pierwszego razu tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wielką słabość do Irlandii.Mieszkałam tam około 1,5 roku...Podobało mi się życie tam i ludzie.Niby podobni,ale często dużo przyjaźniejsi i ufni niż nasi krajanie :)
    Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Iwus, jak zwykle przecudne zdjecia, żonkile powalajace ale i te białe kropki ( podwójne- owieczkowe i śniegowe) wspanaiłe!! Masz oko!
    wiesz czemu u nas tak nie ma? bo nie ma w nas szacunku- do nikogo i do niczego,łącznie z nami samymi....

    OdpowiedzUsuń
  8. Urocze miejsce. Lubię prostotę i swojskość. Ta szafeczka z jajcami urzekła mnie kompletnie. Wychodzi na to, że my Polacy jesteśmy jak wiecznie nienasyceni dzikusy ( chodzi mi o pieniążki), którzy oczy wydrapią, by mieć więcej niż inni.
    Wkurzyłam się.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniałe klimaty ja też bym się tam odnalazła nawet gdyby sypał śnieg i wiało. Aż się chce wskoczyć w ekran. Pudełeczko super i nie dziwie się, że Ci się oczka do niego zaświeciły a ci kibice to chyba nie mecz polski oglądali? A owieczki to cały rok tak na łące bez dachu nad głową? Chociaż tyle wełny na grzbiecie to może się da wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż dziw bierze, że są gdzieś krainy z kwitnącymi żonkilami, owce pasą się, a śnieg tylko muśnie rozległe pastwiska; piękne te detale, misy kamienne, odlewy żeliwne, a mury graniczne z kamienia rwą oko me od dawna; serdeczności ślę i tylko wiosny mi nie przespać! pa!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wygląda jak miejsce stworzone dla mnie ...
    Bardzo lubię Twoje zdjęcia, a pierwsze dwa !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Inkwizycjo kochana szkoda, że pogoda nie dopisała. Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz bo ja na pewno bym już była nieźle przeziębiona...Bez czapki w takie wiatry oj nie zazdroszczę ale co się nie robi dla takich widoków! No i ten kolorowy przystojniak! Ciekawe czy zdaje sobie sprawę z oryginalnego przyodzienia! ;)
    Pozdrawiam cieplutko miłośniczko fauny i flory! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. hmm wiesz co na Taka wiosne to bym sie pisala, szczegolnie w Irlandii :), mam nadzieje kiedys tam zawitac, swietnie uchwycilas zime wiosna ;) sciskam i zycze rowniez radosnych swiat i duuuuzoooo wolnego czasu :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale piękna ta Irlandia! Jeden z krajów , o których zawsze marzyłam. Szafeczka na jajka cudo! Mocno wstyd, że u nas tak nie można. Inna "kultura", panie... A jednak jakiegoś przedwiośnia zażyłaś, choć chłodnego. Wspaniałe portrety baranów! Rogatej by się spodobały. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  15. siedzę i patrzę zamiast ruszyć 4Litery.....się zachwyciłam.buziaki

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mi się podobają te irlandzkie klimaty:)
    U nas w pobliżu też hodują owieczki, tylko takie czarne, nazywają się wrzosówki:)
    Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Radosnych i spelnionych Swiat !

    OdpowiedzUsuń
  18. Chciałabym złożyć Tobie
    serdeczne, słoneczne i gorące
    życzenia:
    radości w sercu,
    pokoju w myśli i duszy
    oraz gwiazdek szczęścia w oku.
    Niech to będzie dobry, owocny, rodzinny czas...

    :***

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękne irlandzkie obrazki pokazane przez Ciebie.
    Jest na nich więcej wiosny,niż u nas.
    A ja tęsknię za nią tak okrutnie...
    Pięknej Wielkanocy,spokoju i odpoczynku!

    OdpowiedzUsuń
  20. Inkwizycjo kochana obudź się, co prawda wiosny jeszcze nie ma, ale święta za progiem. Wszystkiego co najlepsze dla Waszej gromady i wiosny, wiosny :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale Wam zazdroszczę tej wycieczki. Byłam tam 12 lat temu. Widzę, że się nic nie zmieniło. Wszystkiego Dobrego na Święta. Wiosennie spod śniegu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Fajnie, że wpadłaś:) Dziękuję. Tak róznie bywa z tymi imprezami. Ale tu wyszła całkiem dobrze.
    Ja generalni bisiadowania przy stole nie lubię, ale raz mogłem pójść. Kilka osób nie było, bo powiedziały, że potem tylko rózne plotki mogą być.
    U nas tez zasypało. Nie pamiętam tak długiej zimy!
    Będzie to nas drogo kosztowało.
    Nareszczie do pracy. Pozdrawiam wtorkowo
    To jest moja odpowiedź na wizytę u mnie.

    Inkwizycjio!
    Ja mieszkałem w hrabstwie Kerry! I tam pracowałem. Niedaleko miasta Killarney. A w Dingle byłem! Na wycieczce autkiem. Fotki fantastyczne! Nawet sie wzruszyłem. Przypomniały mi mój pobyt tam. Zachowam sobie niektóre dobrze?
    U mnie na blogu po prawej stronie są moje fotki z Irlandii.
    Pokochałem ten kraj i ludzi i te surowe krajobrazy. A nawieksze wrażenie zrobiły klify i Atlnatyk.
    Pozdrawiam zaś z Mazowsza
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  23. W piękną wyprawę nas zabrałaś, dzięki!! Owce cudnej urody a od widoku żonkili serce się raduje, niestety tutaj wciąż dno..biel nieskończona, ech!!

    OdpowiedzUsuń
  24. Ależ przepiękne zdjęcia:)Wspaniała wycieczka mimo aury:) A nie kusiło Cię,żeby zostać na święta? A może zostaliście właśnie?:) Ja tak się natyrałam w tym roku,ze jeszcze sapię;) Do tego czuję się jak wieloryb na mieliźnie, po zjedzeniu tego co szykowałam sama i moja siostra;) Za rok na Wielkanoc wyjeżdżamy! Postanowione:)Czekam na dalszy ciąg Twojej relacji.
    A Lesio dzielnie wspiera panienki, tylko charczy potem okropnie i boję się,że w końcu się przeziębi od tej śnieżnej diety;)
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Świat jest cudny, co widać, słychać i czuć. Zaintrygowały mnie murki, podobne widywałam w Chorwacji; tak daleko, a tak podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja już wiem, skąd biorą się kolorowe swetry! Z kolorowych owiec!

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz ;) Moderuję tylko te do starszych postów, aby mi nie umknęły.
Okazało się, że i tak umknęły... ale dobrzy ludzie przypomnieli mi o moich obowiązkach :)