U progu jesieni życia odbiło nam.
Sprzedaliśmy nasz mały, biały, wygodny domek i kupiliśmy ruderę na Pogórzu Izerskim.
W dodatku jesteśmy przekonani, że była to najlepsza decyzja naszego życia.
...żeby coś skrobnąć na blogu. Najwyższy czas trochę wyhamować, wyluzować z robotą, zbuntować się... tym bardziej, że organizm już protestuje. Najwyższy czas pokazać Wam:
Podpisaliśmy umowę przedwstępną. Ale już czujemy się właścicielami ;) i otaczamy Dom opieką. Jeździmy tam co weekend, mościmy się, rozpalamy grilla, otwieramy szeroko okna i wietrzymy, wpuszczamy słońce, mierzymy i fotografujemy, oswajamy, odkrywamy niespodzianki (nie zawsze miłe... ale często bardzo ekscytujące), kosimy, przedeptujemy hektary;)
Potem w domu projektujemy, snujemy plany... Fajnie;) Nie przewidujemy wersji, że coś może pójść nie tak.
Codziennie z wielkim żalem wsiadam do samochodu i jadę do miasta świadczyć usługi jako pracownik najemny. Od jesieni robimy duży projekt marketu znienawidzonej przeze mnie sieciówki... i jakoś tak się porobiło - jak to się mogło stać?! - że zostałam obciążona odpowiedzialnością, do której się nie poczuwam, i rolą, w której źle się czuję. Tymczasem rozpoczęła się budowa, więc nerwy są. Wszyscy doginamy ostro.
A kiedy już wracam, po dziesięciu godzinach spędzonych przed komputerem, nie bardzo mam siły i ochotę na siadanie przed nim znowu. Zerkam tylko na ulubione blogi, rzadko zostawiam komentarz, brak mi weny i dowcipu, wybaczcie.
W międzyczasie, jak słusznie zauważyła MegiMoher gdy wreszcie udało nam się spotakć, wiosna minęła - nie wiadomo kiedy. I tak była jakaś... dziwna, mało wiosenna. Słodkie róże i kaskady petunii poszarpały ulewy, pąki piwonii zgniły, nie zdążyłam nacieszyć się rozkwitem. Nieuchronna kolejność zdarzeń jest kojąca, ale dlaczego ten zegar tak przyspiesza?! Już czerwienią się porzeczki i wiśnie. Zaraz zaczną szaleć cukinie i dynie;)
Ogródek ma swoje prawa.
Podlewam, nawożę pokrzywową gnojówką, przycinam, unicestwiam ślimaki... nie koszę;)
Zaczęło się lato, a ja dalej w niewoli, choć snuję plany ucieczki;) Muszę wytrzymać w pracy, dopóki nie dostanę kredytu... dopóki nie kupimy nowego domu i nie sprzedamy starego. Z poprzednim Miejscem nie wyszło - właściciel wystawił nas do wiatru. Nowe jest w rękach 13 (!) spadkobierców, których trzeba zebrać w jednym miejscu i czasie, by sfinalizować transakcję. Na szczęście trzynastka jest dla mnie szczęśliwa ;) Czule ściskam Inkwi-zniewolona;)