Cóż bowiem znalazłam, robiąc dziś rano obchód pastwiska? Maleńkie jagnię ze złamaną nóżką, porzucone przez matkę i resztę stada. Płaczące wniebogłosy.
Tylko dlatego je zresztą znalazłam. Wszyscy od dawna siedzą na górnym pastwisku, a malec leżał na dolnym. A jakieś przeczucie miałam i tam poszłam.
Nie powiem, wkurzyłam się i k***y leciały. To miały być młode roczne owieczki, jarki, bez żadnych ciąż! A tu jakaś młoda matka znienacka urodziła i okazała się być zupełnie nieogarnięta.
Zawinęłam maluszka w koszulę, zabrałam do domu i za telefon, szukać pomocy. Z gospodarstwa, z którego moje owce przyjechały, dostałam mleko zastępcze i butelkę ze smoczkiem. Mała - bo to dziewczynka! - ssała tak łapczywie, że maleńką porcję zjadała w sekundpięć ;) A potem ssała mój palec i poczułam, że ssie mocno i jest bardzo silna. Tylko złamana nóżka jej smutno dyndała...
Nosiłam ją więc przy piersi, tuliłam i karmiłam co 1,5 godziny, czekając na wetkę. Próby odłożenia do koszyka kończyły się donośnym bekiem! Wetka złożyła nóżkę, unieruchamiając ją szczapką drewna, dała lekarstwa przeciwzapalne i przeciwbólowe i szczepionkę na część chorób (jako, że siary nie udało nam się zdobyć).
Wydawało nam się, że najlepsze, co możemy zrobić, to złapać matkę i dostawić do niej małą. Ha. Złapać. Ale którą? Tą, która meczy na widok jagnięcia.
No to zapraszam do nas na rodeo. Owce spieprzały aż miło, wszystkie. Skakały na metr w górę z rozwianym runem i dzikością w oczach. Złapaliśmy jedną i okazała się być niewinna ;) Pomógł nam przypadek: dwie owce zaplątały się rogami w siatkę i mieliśmy wielkie szczęście, bo jedna miała wielkie cycki ;) Z pomocą pana Władka rozdoiliśmy ją i jak tylko siara strzyknęła, przystawiliśmy jagniątko. Ależ ssała ;-)) Uff...
Na ten moment sytuacja jest taka: w przyszłej letniej kuchni (która była już stajnią i owczą izolatką) zrobiliśmy owczarnię, gdzie siedzi wyrodna matka i jej córka. Jeśli mała nie będzie ssała sama, trzeba będzie zdajać mleczko i karmić butelką. Ale jednak będą razem i może po kilku dniach jagnię nabierze siły i będzie ssać samodzielnie.
A nóżka może się zrośnie.
Trzymajcie mocno kciuki!
Przedstawiam Wam nasze pierwsze jagnię:
Soya, ur. 3.06.2014, waga 2200 g ;)
ps
Dzisiaj ostatecznie zweryfikowałam wiarę w zwierzęta "bezobsługowe" ;)
ps2
Matka jednak nie chce karmić małej, nie daje się też zdoić - pozostaje butelka :(
Och, Inkwizycjo, rzeczywiście kłopot. Ale jakiego miałaś nosa, żeby zrobić ten obchód!
OdpowiedzUsuńBardzo mocno trzymam kciuki. Może ta wyrodna mateńka jeszcze się opamięta. No i za nóżkę pięknego jagniątka.
Uściski!
Śliczne Maleństwo, dasz radę i będziesz miała owieczkę, która nie będzie uciekać na widok człowieka gdzie pieprz rośnie :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Soyę i za Ciebie :)
Pozdrawiam:)
co prawda to prawda.
UsuńMoże mleko soyowe?;-)
zwierzę, bezobsługowe. ha. Padre dobrze prawił.
(a już widzę, że sojowe dajesz)
ano, Soya właśnie...
Usuńchyba ją wezmę do łózka, bo padam. Co powie Padre po przebudzeniu, hę?
On chyba niczemu sie nie dziwi.
UsuńDa radę;)))) Trzymam za Was kciuki!!! Będziecie jeszcze to wesoło wspominać, gdy Soya będzie miała swoje młode;)))) A to niespodzianka!!!
OdpowiedzUsuńKocham zwierzęta zwłaszcza psy.Trzymam za was kciuki kochana.Buziaki.
OdpowiedzUsuńŚliczne maleństwo - już będzie Twoja na zawsze, a w takim towarzystwie, jak na zdjęciu, prawdopodobnie spsieje na dobre. Będziesz miała jedyną w swoim rodzaju owcę psiakowato-człowiekowatą.
OdpowiedzUsuńczarny słodziak:) trzymam kciuki za matczyne opamiętanie i nóżkę.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
O rany, jaka piękna!! Inkwizycjo, ty to masz Intuicję! Mała miała szczęście, że ją znalazłaś, trzymam bardzo mocno kciuki, żeby nóżka się zrosła. Co za mać wyrodna z tej owcy! I jeszcze karmić nie chce zaraza jedna! Wierzę, że się wam uda i Soya dojdzie do siebie, trzymajcie się dzielnie!
OdpowiedzUsuńInkwizycja -> Intuicja. :)
UsuńCzarna owca, jak nic. A może to jednak nie ta?
UsuńJaka jest szansa, że nóżka się zrośnie?
Miała cycki jak balony. I leciała siara. Na mus to ta.
UsuńNóżka powinna się zrosnąć. Trzeba czekać.
A w szczapki jakieś się wkłada takie nóżki??? To się może lepiej zrośnie........Słodka i taka malusia, wykarmisz, jak mamka i będziesz miała owieczkę domową:))
UsuńTak, nóżka w szczapki włożona. Śpi słodko w koszyku, za 7 minut karmienie ;)
UsuńDaje sie w koncu doic?
UsuńBędziesz może miała domową owieczkę, jak Franek Pacjana:)
UsuńA może jeszcze spróbować namówić mamę, żeby pokarmiła?
OdpowiedzUsuńChoć mama chyba nie bardzo chętna :( Będziesz więc owczą mamą, jak widać na zdjęciach, ktoś jest chętny do pomocy przy opiece nad Soyą.
Ale przygoda i jakie doświadczenie. Teraz jesteś domorosłym hodowcą owiec. Z drugiej strony szkoda, że maleństwo ucierpiało i dobrze, że dzięki Tobie tak to się potoczyło.
OdpowiedzUsuńo żesz- ale piękne dziecie. Widocznie tak miało byc i już ;-) buziolam
OdpowiedzUsuńps. dzis podpisałam kontrakt na moja pierwsza legalna prace i jestem strasznie dumna i szczesliwa- wygrałam z 3 belgami. bede pracowac w domu spokojnej starosci ;)))
Inkwi Ty dzielna kobieto. Oby jak najmniej takich smutnych i ostrodyżurowych niespodzianek ale całe szczęście, że Twoja inkwizycyjna intuicja działa na medal i że na Ciebie padło. To jagnię jeszcze nie raz okaże Ci wdzięczność i miłość. Cudo... prawdziwe CUDO! :-)
OdpowiedzUsuńBezobsługowe zwierzęta to tak samo jak pasywny dochód :-)))
OdpowiedzUsuńJesteś genialna.
Mam nadzieję, że jednak z małą będzie dobrze, taka śliczna :-)
Jakie to szczęście, że to maleństwo ma taką opiekunkę!
OdpowiedzUsuńKarmimy teraz Soykę butelką, preparatem mlekozastępczym z soi. Jednak porcję siary wyssała, zawsze coś ;) Chcielibyśmy trzymać ją przy matce mimo wszystko, ale nie mamy serca więzić owcy i dostarczać jej traumy, jeśli matką być nie chce. Jutro postanowimy, co dalej...
OdpowiedzUsuńJak wiadomo, nie ma tego złego. Także - nie ma tego złego.
OdpowiedzUsuńZa to, że tak interesownie zapytamy - czy byłaby opcja okazania choćby przez szparę w drzwiach tego cudu natury naszemu Potomkowi?
Rogata Owca też pisała o wyrodnych matkach. Widać, się zdarza, pech, że Tobie na samym wstępie. Ale za to jaka będzie radość "normalne" matki będą "normalnie" karmić:)
OdpowiedzUsuńNo i ta więź, która się między Wami już będzie... Tak, że są zalety:))
Cierpliwości dla Cię i zdrowia dla Soyki!
Ale cudo!!! Jakże Ci zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńJa też podejrzewałam, że z tymi bezobsługowymi zwierzętami to lekka przesada. No chyba że porównuje się ich hodowlę do hodowli nowofundlandów ;)
Zadzwon!!!
OdpowiedzUsuńNo to pierwszy chrzest bojowy na hodowcę, za Tobą!
OdpowiedzUsuńNie istnieją zwierzęta hodowlane całkowicie, stuprocentowo bezobsługowe.
Intuicja to wielkie błogosławieństwo, to jedna z najlepszych rzeczy jakie posiadamy. Cudnie, że znalazłaś maleństwo!
Strasznie trudno upilnować młode laski w rui. Może pamiętasz jak pisałam kiedyś, że jedna z moich księżniczek, zamkniętych na głucho w wieży (czyt. stajni), wyskoczyła przez okno i pobieżała ochoczo do sąsiadów, u których był kozioł. No i bach - dwojaczki .... A byłam pewna, że tak świetnie wszystko zabezpieczyłam ... :)
Nóżka się na pewno zrośnie, będzie dobrze!
A ta Twoja dzicz kudłata nie daje się jakoś zwabić na żarcie? Jakieś smakołyki? Moje nauczyłam wskakiwać na podest, w którym można diablice unieruchomić, dać jej coś pysznego do żłobu i podstawić koźlątko pod wymię. Muszę tak robić jak matce brakuje mleka, bo ma np. trojaczki, to jej maleństwa podstawiam pod mamkę.
Trzymaj się, jest pięknie!
Trzymam mocno kciuki za śliczne maleństwo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
To Ci przygoda. Nie powiem - trochę się pośmiałam, chociaż Tobie pewnie do śmiechu nie jest. Mam nadzieję jakoś to się ułoży. Na zdjęciach widać, że opieka czuwa ;)
OdpowiedzUsuńSłodkie maleństwo, ale cała historia mrożąca krew w żyłach! Ja dopiero się rozmarzam na temat własnych owieczek, więc pilnie podglądam życie w Twoim gospodarstwie... Staram się psychicznie przygotować na takie niespodzianki. Życzę zdrówka małej Soyeczce :)))
OdpowiedzUsuńOjojojoj, no to masz wesoło :))))
OdpowiedzUsuńa foty cudne. Maleństwo przeurocze... mała czarna owca;)
Trzymam kciuki i pozdrawiam
Halina
zachciało się babie... owiecek :)))))))))))) no to ma ;)
OdpowiedzUsuńpiękny początek. powodzenia! ;)
Oj jak to dobrze, że małe trafiło na Ciebie nie żebym Ci źle życzyła, ale co by było gdyby urodziło się u byle kogo. I rzeczywiście może sposobem podstawisz wyrodnej pewnie już nie pokocha, ale wymiona się na coś przydadzą a i Ty się mniej umęczysz. Ciekawe masz problemy, ale jak to problemy przyjemniakami nie są. Słodkie foty aż się serce rozpływa.
OdpowiedzUsuńNiestety Soya nie chce jeść. Karmię ją mlekiem kozim - strzykawką. Była już bardzo słaba, teraz też dobrze nie jest, Ale walczymy.
OdpowiedzUsuńmoże Ci się uda sprowadzić od sąsiadów jakąś brygadę do złapania owcy matki i zdoić ją i zamrozić mleko. Będziesz miała na kilka razy.
UsuńBo przecież odruch ssania był, a to ponad połowa zwycięstwa!
Bardzo bardzo Ci współczuję ....
Trzymaj się jakoś
Owcę matkę udało się złapać wczoraj i jeszcze na pastwisku mała napiła się siary. Ale po odłączeniu do osobnego pomieszczenia matka zatrzymała mleko. Nie pomogło zdajanie - nic nie leciało, ani kropla - ani przystawianie małej.
UsuńTeraz wmuszam jej 30 ml co godzinę koziego z glukozą - więcej nie chce.
Też to przerabiałam z kozą "bezobsługową". Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży:)))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za małą i za Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńMyślę czule o was.
OdpowiedzUsuńNiech już będzie dobrze!
Mieliśmy podobną historię z kózką, też miała być nie w ciąży:-))
OdpowiedzUsuńZ pomocą pana Władka rozdoiliśmy ją?? Rany, co za fachowa terminologia! Przepraszam, ale uśmiałam się jak norka z łapania wyrodnej, mimo, że mi żal okrutne maleństwa, bo cierpiało.
OdpowiedzUsuńPokazuj ją nam, proszę, często!!!
napisz choć słówko!
OdpowiedzUsuńJest raz lepiej, raz gorzej, ale wciąż walczymy. Mała dzisiaj słabsza, znowu nie chce jeść. Trzeba czekać...
OdpowiedzUsuńwstrętna matrona! co za koza no! trzymam kciuki za małą Czarnulkę :)
OdpowiedzUsuńCudne maleństwo-a zdjęcie z sunią rewelacyjne. Trzymamy kciuki.
OdpowiedzUsuńO kurcze,a raczej jagnię !! strasznie mocno trzymam kciuki, jak bym mogła to sama jako ta matka karmiąca z piersią bym przybieżała na pomoc , oj,oj oby dobrze się skończyło.buziaki Iwonko
OdpowiedzUsuńBabo kochana mamcia animalistyczna wiedziała u kogo może porzucić dzieciątko.Dobra z Ciebie kobietka Iwonko,że walczysz o maleństwo.Z całej siły trzymam kciuki:)Milion buzioli dla Was:)
OdpowiedzUsuńSłodkie maleństwo, szkoda, że odkryte w przykrych okolicznościach. Oby szybko wróciła do zdrowia i wyrosła na piękną i silną babeczkę :)
OdpowiedzUsuńjak tam z Soya?bardzo ciekawa opowiesc i wzruszajaca ...
OdpowiedzUsuńHa! Wage ma dokladnie taka sama jak ja 41 (i pol ;)) roku temu :D:D:D
OdpowiedzUsuńKciuki dla Was!