Koteczki, kotacki i pudełkotki ;-)
U progu jesieni życia odbiło nam. Sprzedaliśmy nasz mały, biały, wygodny domek i kupiliśmy ruderę na Pogórzu Izerskim. W dodatku jesteśmy przekonani, że była to najlepsza decyzja naszego życia.
niedziela, 31 października 2010
Wywlekam z archiwum
ponieważ wciąż nie mam niczego nowego do pokazania. A stare i owszem...
Koteczki, kotacki i pudełkotki ;-)
Koteczki, kotacki i pudełkotki ;-)
poniedziałek, 25 października 2010
Leniuchuję przymusowo
do końca tygodnia. Mój inkwizycyjny warsztat rozgrzebany, opuszczony, zamknięty na skobel z zawieszką "z powodu choroby" ;-) Wobec braku nowych wytworów do pokazywania, a w celu zabicia ogromnej znienacka ilości wolnego czasu, napiszę o naszych suczkach, może komuś to sprawi przyjemność...
Sorsha, Sorshynia, Szyszunia ;-) Mądra i grzeczna... w grudniu skończy 7 lat. Sorshynia ma Misję życia: strzec swojego stada i podwórka przed Wrogiem. Jest wciąż czujna, wypatruje, upatruje... i szczeka! Niestety, w wypełnianiu Misji przeszkadza jej Strach - boi się okrutnie: burzy, fajerwerków, parasolek i parasoli, kapeluszy (na naszych głowach) i wszelkich dużych nieznanych przedmiotów.
Sorsha traktuje życie poważnie i nie jest już tak skora do zabawy. Dla nas - przymilna, pieszczotliwa, wierna...
Wielki łakomczuch, żebrze kładąc łeb na kolanach jedzącego i wpatrując się wzrokiem typu "umieram z głodu" ;-) Amatorka kiszonej kapusty i orzechów włoskich, które wyjada jak wiewióra ;-)
Nie mogłabym pisać dalej, nie wspomniając o kimś, kogo nie ma już z nami... 2,5 roku...
Punto. Prawdziwy facet: dzielny, waleczny, nieustraszony, rycerski i wielki kobieciarz ;-) Miał 14 lat, kiedy okazało się, że ma raka śledziony. Operacja nie pomogła, były przerzuty, cierpiał i słabł w oczach... ostatecznie podjęłam decyzję o eutanazji... Kiedy zadzwoniła moja przyjaciółka Jo, spytała: "mam nowy miot... a nie chcesz Ty czasem szczeniaka?" I tak dwa miesiące później w naszym domu znalazła się Kri ;-)
Wiele razy spotkałam się ze strony ludzi, którzych pupil odszedł, ze stwierdzeniem, że nie mogliby - nie chcieliby - przyjąć pod swój dach nowego zwierzaka. Bo już żaden nie może zająć jego miejsca. Dla mnie pustka w domu po odejściu Punciaka była tak dotkliwa, że MUSIAŁAM zapełnić ją czymś żywym...
I to nie tak, że Kri go zastąpiła. Tak sobie myślę, że po prostu powiększa się przestrzeń w naszych sercach. A zwierzęta, które odeszły, na zawsze w nich pozostają.
Lacrima Luna CantaLupa, Krimusia, Kremówka. Czysta radość! ;-) Przepełniona energią, żywiołowa, drżąca z niecierpliwości, wkładająca całą siebie w gonitwę za sznurkiem. Jej zdaniem w życiu najważniejsza jest ZABAWA! Dręczycielka kotów ;-) Pieszczotliwa i słodka... Przepada za malinami prosto z krzaka;-)
Zawsze przy mnie, jakby była przywiązana niewidzialnym sznurkiem. Kiedy jestem w łazience leży z nosem przy szparze drzwi ;-) Straszny psotnik, ale ma taki wdzięk, że wszystko jej wybaczam(y?) ;-)
ps: Zdjęcia "miśka" i "pędziwiatra" dostałam od Jo ;-)
Sorsha, Sorshynia, Szyszunia ;-) Mądra i grzeczna... w grudniu skończy 7 lat. Sorshynia ma Misję życia: strzec swojego stada i podwórka przed Wrogiem. Jest wciąż czujna, wypatruje, upatruje... i szczeka! Niestety, w wypełnianiu Misji przeszkadza jej Strach - boi się okrutnie: burzy, fajerwerków, parasolek i parasoli, kapeluszy (na naszych głowach) i wszelkich dużych nieznanych przedmiotów.
Sorsha traktuje życie poważnie i nie jest już tak skora do zabawy. Dla nas - przymilna, pieszczotliwa, wierna...
Wielki łakomczuch, żebrze kładąc łeb na kolanach jedzącego i wpatrując się wzrokiem typu "umieram z głodu" ;-) Amatorka kiszonej kapusty i orzechów włoskich, które wyjada jak wiewióra ;-)
Nie mogłabym pisać dalej, nie wspomniając o kimś, kogo nie ma już z nami... 2,5 roku...
Punto. Prawdziwy facet: dzielny, waleczny, nieustraszony, rycerski i wielki kobieciarz ;-) Miał 14 lat, kiedy okazało się, że ma raka śledziony. Operacja nie pomogła, były przerzuty, cierpiał i słabł w oczach... ostatecznie podjęłam decyzję o eutanazji... Kiedy zadzwoniła moja przyjaciółka Jo, spytała: "mam nowy miot... a nie chcesz Ty czasem szczeniaka?" I tak dwa miesiące później w naszym domu znalazła się Kri ;-)
Wiele razy spotkałam się ze strony ludzi, którzych pupil odszedł, ze stwierdzeniem, że nie mogliby - nie chcieliby - przyjąć pod swój dach nowego zwierzaka. Bo już żaden nie może zająć jego miejsca. Dla mnie pustka w domu po odejściu Punciaka była tak dotkliwa, że MUSIAŁAM zapełnić ją czymś żywym...
I to nie tak, że Kri go zastąpiła. Tak sobie myślę, że po prostu powiększa się przestrzeń w naszych sercach. A zwierzęta, które odeszły, na zawsze w nich pozostają.
Zawsze przy mnie, jakby była przywiązana niewidzialnym sznurkiem. Kiedy jestem w łazience leży z nosem przy szparze drzwi ;-) Straszny psotnik, ale ma taki wdzięk, że wszystko jej wybaczam(y?) ;-)
ps: Zdjęcia "miśka" i "pędziwiatra" dostałam od Jo ;-)
Bardzo miła niespodzianka
spotkała mnie wczoraj: mój blog dostał WYRÓŻNIENIE!, pierwsze w jego krótkim istnieniu, więc tym bardziej sprawiło mi ono wiele radości (choć wydaje mi się, że dostałam je raczej NA zachętę, niż ZA osiągnięcia ;-)).
Tą przemiłą osobą, która obdarowała mnie tak energetycznym i delikatnym jednocześnie kwiatem, jest Kerry-Marta z blogu Pod Martulinowym Niebem ;-)
Jest wiele blogów, które moim zdaniem zasługują na wyróżnienie. Te, które istnieją już długo i wzbudzają entuzjazm i takie, które okryłam niedawno, mające w sobie coś wyjątkowego... zazwyczaj wyjątkowe osoby, których duszy są zwierciadłem.
Jednakowoż, albo ich właścicielki nie są entuzjastkami wyróżnień, albo ktoś mnie ubiegł i właśnie tym wyróżnieniem zostały obdarowane ;-)
Tak więc, po przespaniu się z problemem, podjęłam decyzję, że nie będę przesyłać wyróżnienia... ale dam wyraz swojemu uznaniu w komentarzach.
Mam nadzieję, że mi Marta wybaczy... ;-)
Tą przemiłą osobą, która obdarowała mnie tak energetycznym i delikatnym jednocześnie kwiatem, jest Kerry-Marta z blogu Pod Martulinowym Niebem ;-)
Jest wiele blogów, które moim zdaniem zasługują na wyróżnienie. Te, które istnieją już długo i wzbudzają entuzjazm i takie, które okryłam niedawno, mające w sobie coś wyjątkowego... zazwyczaj wyjątkowe osoby, których duszy są zwierciadłem.
Jednakowoż, albo ich właścicielki nie są entuzjastkami wyróżnień, albo ktoś mnie ubiegł i właśnie tym wyróżnieniem zostały obdarowane ;-)
Tak więc, po przespaniu się z problemem, podjęłam decyzję, że nie będę przesyłać wyróżnienia... ale dam wyraz swojemu uznaniu w komentarzach.
Mam nadzieję, że mi Marta wybaczy... ;-)
niedziela, 17 października 2010
Trochę próżności
czyli chwalę się ;-)
Uważni czytelnicy ;-) wiedzą, że niedawno wygrałam CANDY... zupełnie znienacka, bo przecież nigdy niczego nie wygrywam: po prostu wpisałam się na blogu Florentyny i TA-DAMMM!! wygrałam wianek ;-))
Patrzcie i podziwiajcie!
Wianek jest cudny! obfity, radosny, perfekcyjny i zawodowy ;-) No bo robiła go profesjonalistka.
Dla porównania - moja nędzna namiastka, hehe ;-)
Naszemu spotkaniu z Flo od początku przyświecała pomyślna gwiazda. Jestem pod urokiem... Powiem tyle, że wylądowałyśmy w pijalni czekolady i dałam się skusić na czekoladowo-lodowy deser... a ci, co mnie znają wiedzą, że ze słodyczy najbardziej lubię szpinak ;-)
A w lesie - złociście... lecą liście z drzew...
Uważni czytelnicy ;-) wiedzą, że niedawno wygrałam CANDY... zupełnie znienacka, bo przecież nigdy niczego nie wygrywam: po prostu wpisałam się na blogu Florentyny i TA-DAMMM!! wygrałam wianek ;-))
Patrzcie i podziwiajcie!
Wianek jest cudny! obfity, radosny, perfekcyjny i zawodowy ;-) No bo robiła go profesjonalistka.
Dla porównania - moja nędzna namiastka, hehe ;-)
Naszemu spotkaniu z Flo od początku przyświecała pomyślna gwiazda. Jestem pod urokiem... Powiem tyle, że wylądowałyśmy w pijalni czekolady i dałam się skusić na czekoladowo-lodowy deser... a ci, co mnie znają wiedzą, że ze słodyczy najbardziej lubię szpinak ;-)
A w lesie - złociście... lecą liście z drzew...
sobota, 9 października 2010
wtorek, 5 października 2010
Na brzegu błękitnej rzeczki
Mieszkają małe smuteczki.
Ten pierwszy jest z tego powodu,
Że nie wolno wchodzić do ogrodu,
Drugi - że woda nie chce być sucha,
Trzeci - że mucha wleciała do ucha
A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać,
Że nie można gryźć w nogę sąsiada
I że z nieba kiełbasa nie spada
A ostatni smuteczek jest o to,
Że człowiek jedzie,
a piesek musi biec piechotą.
Nasze sunie nie mają takich zmartwień. Mają ogród, w którym są słodkie maliny i, czasami, rozkoszne bajorko. Koty są spolegliwe i drapią li tylko od niechcenia. Kury sąsiadki... hmmm... spuśćmy zasłonę tajemnicy ;-) I nawet kiełbaska spada i inne smakołyki, prosto jakby z nieba ;-) A jazda autem oznacza faaajny spacer (choć czasem wizytę u weta, niestety...)
Jedynym zmartwieniem panienek jest to, że wyjechał Pan... który tak daaleekooo rzuca sznurek, którego kapcie są takie duże i miękkie, że wygodnie było na nich kłaść głowę, któremu zawsze COŚ spada z talerza ;-))
Drobną rekompensatą jest możliwość spania w łóżku razem z Panią... ale to chyba nie to samo ;-)
(Oj, nie! Tęsknimy!)
Są zwierzęta, które mają zmartwienia zniacznie większe, niż te z wierszyka Brzechwy. Im dedykuję tego posta. Obrazek jest przeznaczony na pomoc dla Domu Tymianka. Do kompletu będzie jeszcze pudełko na drobiazgi.
Zdjęcia są, jakie są, z powodu depresyjnego braku światła słonecznego. Ale pieski są słodkie, zapewniam ;-)
Zajrzyjcie, proszę, do Sklepiku pod Orionem albo po prostu rzućcie grosik...
Ten pierwszy jest z tego powodu,
Że nie wolno wchodzić do ogrodu,
Drugi - że woda nie chce być sucha,
Trzeci - że mucha wleciała do ucha
A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać,
Że nie można gryźć w nogę sąsiada
I że z nieba kiełbasa nie spada
A ostatni smuteczek jest o to,
Że człowiek jedzie,
a piesek musi biec piechotą.
Nasze sunie nie mają takich zmartwień. Mają ogród, w którym są słodkie maliny i, czasami, rozkoszne bajorko. Koty są spolegliwe i drapią li tylko od niechcenia. Kury sąsiadki... hmmm... spuśćmy zasłonę tajemnicy ;-) I nawet kiełbaska spada i inne smakołyki, prosto jakby z nieba ;-) A jazda autem oznacza faaajny spacer (choć czasem wizytę u weta, niestety...)
Jedynym zmartwieniem panienek jest to, że wyjechał Pan... który tak daaleekooo rzuca sznurek, którego kapcie są takie duże i miękkie, że wygodnie było na nich kłaść głowę, któremu zawsze COŚ spada z talerza ;-))
Drobną rekompensatą jest możliwość spania w łóżku razem z Panią... ale to chyba nie to samo ;-)
(Oj, nie! Tęsknimy!)
Są zwierzęta, które mają zmartwienia zniacznie większe, niż te z wierszyka Brzechwy. Im dedykuję tego posta. Obrazek jest przeznaczony na pomoc dla Domu Tymianka. Do kompletu będzie jeszcze pudełko na drobiazgi.
Zajrzyjcie, proszę, do Sklepiku pod Orionem albo po prostu rzućcie grosik...
Subskrybuj:
Posty (Atom)