Nasze pierwsze prawdziwe irlandzkie śniadanie zjedliśmy w Newbridge, w uroczym domku naszych przyjaciół. Wiem, że nikt przy zdrowych zmysłach i kubkach smakowych takich posiłków nie jada, ale ja się uparłam: musi być koniecznie full zestaw z szykanami ;-) Biedacy - musieli wstać godzinę wcześniej, aby je dla nas przyrządzić...
Poszczególne składniki "śniadanka" były smażone na patelni i przetrzymywane w nagrzanym piekarniku.
A więc najpierw wysmażone plastry bekonu, "sosidżki" czyli 'sausages' czyli dość paskudne kiełbaski, biały i czarny pudding - spodziewałam się jakby budyniu, tymczasem było to coś w rodzaju naszej kaszanki ;-) Jajka sadzone, smażone pomidory i pieczarki, ciemny chleb 'sodabread' (do polskich chlebów się nie umywa) i oczywiście - fasolka w sosie pomidorowym!
Do tego dżem z cytrusów, sok pomarańczowy i tosty. I naturalnie kawa.
Nie uwierzycie - zjadłam wszystko! Czego się nie robi dla pogłębienia doświadczeń ;-)
Wyjątkowo nie było chipsów, które są podstawą irlandzkich dań - jak na przykład przepyszne kanapki z frytkami, chipsami i vinegretem ;-))
Dziękujemy Wam, Kingo i Marcinie, za wspaniałą gościnę i cudowną atmosferę!
Śniadania francuskiego nie celebrowaliśmy... za bardzo śpieszyliśmy się, żeby wrócić do przecudnych miejsc widzianych poprzedniego wieczoru i uwiecznić je na zdjęciach. Kawa i croissanty, mus jabłkowy, twarożek i oczywiście bagietka..
Na placu w Rouen, tym samym, na którym 7 wieków temu spalono na stosie Joannę d’Arc, pod namiotowym dachem, przypominającym odwróconą do góry dnem łódź, mieści się kościół pospołu z… małą halą targową.
Mimo wczesnej pory był tu już spory ruch. Wybór serów, wędlin, warzyw i owoców przyprawiał o zawrót głowy i oczopląs ;-)
Po długich wahaniach (osiołkowi w żłoby dano... ;-)) zakupiliśmy kilka kawałków serów, kiełbaski w typie chorizo i butelkę cydru, aby podczas podróży mieć czym nadwątlone siły wzmocnić.
Następne śniadanie jedliśmy na wiejskiej ulicy, podczas brocante czyli lokalnej wyprzedaży. Kiełbasa z zasmażaną kiszoną kapustą ulokowana w bułce. I wiecie co? - to było całkiem smaczne. Czy wszyscy już zgadli, dokąd nas poniosło? Oczywiście do Belgowa! ;-)
Ale o naszym pobycie w Belgii napiszę w następnym odcinku...
Ściskam Was czule!
Po odczytaniu składników irlandzkiego śniadania zasłabłam...Ale kanapki z frytkami to rzecz jeszcze mocniejsza!Pozdrawiam gorąco, acz jeszcze w oszołomieniu
OdpowiedzUsuńOri - raz w życiu można! Ale kanapek z frytkami nie poważyłam się... ;-)
OdpowiedzUsuńO matko takie sniadanie to nic dziwnego ze takiego powera na dalsze zwiedzanie macie. Sama bym takie zjadla :D Uwielbiam lokalne przysmaki :D Cudna Francja i te smakolyki, do Belgowa? Do Hanny? Czy po prostu Belgii? ahh zazdroszcze... sciskam mocno
OdpowiedzUsuńAleż cudnie opowiadasz! A te zdjęcia....zachwycające. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo obśliniłam monitor przy zdjęciach serów???
OdpowiedzUsuńCzekam na relację z Belgii.....a o Niemcy zahaczacie? Może południowe? :>
Ja jedzonko lubię więc nawet ślinka poleciała mimo zawartości cholesterolu,ale popić to wszystko sokiem pomarańczowym to już kamikadze:)
OdpowiedzUsuńPadłam przed monitorem- CO ONI JEDZĄ , do tej pory nie miałam dolegliwości ciążowych ale właśnie mi się włączyły.
OdpowiedzUsuńI to takie wszytko smażone-MATKO .
Tam jest ktoś szczupły?
buziole
zdjęcia rewelacja. Ślinka poleciała mi na ... karczocy. Jadłam kilka lat temu we Francji z jakimś czaderskim sosem.Niebo w gębie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAleż śniadanko, nic dziwnego, że po takim śniadaniu obiadu połowę a kolacji już wcale :). Talerz z jedzonkiem wygląda bardzo zachęcająco. W ogóle post wybitnie kulinarny, bo i zdjęcia serów, karczochów - chyba, też bardzo apetyczne ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe doświadczenia :*
Patrząc na zdjęcia, wpadłam w zadumę. Jak to jest, że nasze podróże kojarzą nam się właśnie ze smakami. Myślę- Francja i od razu kojarzy mi się pełna micha owoców morza, bagietka... Myślę Bretania i w ustach czuję smak świeżego masła z łezką i galetów, krepsów.itd. Jakoś tak się dzieje, że kraje to nie tylko krajobrazy, ludzie, ale przede wszsystkim smaki i zapachy. A więc życzę ; smacznego! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBree - właśnie chęć skosztowania lokalnych potraw skłoniła mnie do jedzenia czegoś, za czym normalnie nie przepadam... Tak, byliśmy w TYM Belgowie ;-))
OdpowiedzUsuńNurrgulo - niestety, przez Niemcy przemknęliśmy jak burza i tylko autostradami...
Kasiu - jakoś przeżyłam i cholesterol, i sok ;-)
Hannah - robi wrażenie, prawda? choć raczej nie jedzą tego codziennie...
Shirajo - a właśnie karczochów nie jedliśmy, koniecznie musimy to naprawić ;-)
Jomo - lubię zbierać doświadczenia kulinarne na równi z innymi, bo jestem wielkim łakomczuchem ;-)
Bożeno - bo przecież kuchnia jest częścią kultury, tradycji; co nas pociąga w lokalnej kuchni to właśnie jej odmienność, to że pozwala pełniej poznać inny kraj i pobudza zmysły ;-)
Pozdrawiam!
Droga Inkwizycjo... irlandzkie śniadanie nieco zabójcze, ta niby kaszanka mnie oszołomiła najbardziej chyba, ale zgadzam się z pełni, że nie spróbować lokalnych specjałów to grzech;) Za to na widok serów już ślinka leci... ech, pyszny post..:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że mały książę ciemności rośnie w siłę...;)P
Pozdrawiam serdecznie!
Takie irlandzkie śniadania znam aż zbyt dobrze. Przyznam, że zanim przestałam jeść mięso, bardzo dużo takich śniadań zjadłam (może dlatego przestałam jeść mięso :-) Są całkiem dobre, tylko strasznie to wszystko słone. I po takim śniadaniu nie chce się jeść aż do wieczora. A tak w ogóle to nie jest to typowo irlandzkie śniadania, ponieważ Anglicy uważają, że to śniadanie brytyjskie.
OdpowiedzUsuńJa widziałam coś bardziej szokującego niż kanapka z frytkami, czy nawet kanapka czy chipsami - w menu niektórych "restauracji" typu take away są... Marsy (te batoniki czekoladowopodobne) smażone na głębokim oleju w panierce!!!
Ponadto w Irlandczyków bardzo popularne jest picie mleka do obiadów (takich z mięsem, ziemniakami, warzywaniu), czego w ogóle nie moę zrozumieć.
Moi synkowie pracowali onego czasu w Anglii, właśnie w gastronomii i te wszystkie nazwy brzmią mi znajomo, i te batony smażone też. No cóż, co kraj, to obyczaj, inni też uważają, że kwaśne mleko, to zepsute mleko, a barszcz - to już barbarzyństwo. Inkwizycjo, Ty się okropnie zwłóczyłaś po Europie, normalnie, aż Ci zazdraszczam, ale tak przyjaźnie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńP.S. Czy z przyjemnością i ulgą powróciłaś w domowe pielesze?
Bulmo - mnie też leci, jak patrzę na te zdjęcia... niestety już dawno ich nie ma!
OdpowiedzUsuńm - no właśnie: całkiem dobre, ale na jeden raz! Domyślam się, że to nie jest typowe irlandzkie śniadanie, bo kto by miał czas na takie... ale w takim razie jakie jest? owsianka może? A może mają wspólne...
Mario - co kraj to inne zwyczaje kulinarne, ale niektóre trudno zrozumieć - ani pyszne, ani zdrowe... Oczywiście, że wróciłam z radością i stęskniona bardzo ;-)
ta fasola z puszki fujj
OdpowiedzUsuńśniadanko raczej mega kaloryczne :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie bliższe jest mi to francuskie.Choć przypuszczam ,że obie wersje bym pożarła bez mrugnięcia okiem.buziaki
No ja bym tego nie przeżyła, znaczy się śniadania. Bo wycieczka owszem, owszem . Pozdrowionka hania ;)))
OdpowiedzUsuńO rety, ale wypasione śniadanie! No, ale skoro to najważniejszy posiełek dnia, to przestaję się dziwić, że taki syty :) Za to karczochy wyglądają mega apetycznie, warzywka mogłabym jeść o każdej porze dnia :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńTo nie jest wpis na moje wegetariańskie podniebienie, ale też chciałabym znaleźć się w miejscu gdzie stracono biedną Joannę....
OdpowiedzUsuńJa również jestem łakomczuchem :DDDD nie tylko na jedzonko :)
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na pytanie o tradycyjne irlandzkie śniadanie - nie wiem jakie było, na pewno skromniejsze, ponieważ Irlandczycy byli biedni, a mięso było luksusem. Może ziemniaki z czymś. Na pewno nie jedzono tyle wieprzowiny, raczej baraninę, zazwyczaj głowę barana lub inne tańsze "części" zwierzęcia... Na pewno nie było pomidorów ani soku pomarańczowego... No ale teraz uważane jest to za tradycyjne śniadanie, i jest całkiem smaczne, i bardzo syte, jak tu mówią - dobre na kaca :-)
OdpowiedzUsuńBalbino - można powiedzieć, że smak tej fasolki jest specyficzny...
OdpowiedzUsuńMadziko - to pierwsze zbyt pożywne, to drugie zbyt subtelne
Haniu - przeżyłabyś, bez obawy ;-))
Anabel - karczochy "jak te kwiaty"... są cudne!
Graszynko - o rety! czyżbyś miała inklinacje sadystyczne? ;-))
Jomo - ;-)))
m - no to się zmarnowało, bo nikt z nas nie miał kaca ;-)
ło matko święta! człek się zagapi, powypoczywa trochę a tu inkwizycja zasypuje ludzi takimi smakołykami! no no, ale miałaś pyszności na śniadanie ;)
OdpowiedzUsuńAleż się cudownie szwedaliscie:) Gorsze od irlandzkich i brytyjskich sniadan są chyba tylko chińskie;) To co nawet jest smaczne na obiad na sniadanie po pewnym czasie staje sie trudne do przełkniecia, bo tam o kazdej porze je sie to samo:) Kaprysie kochaja śniadanka francuskie, maślany rogalik i lekka biała kawka, mniam:)A sery na ostatnich fotkach sprawiły,że zaplułam klawiaturę, ach....
OdpowiedzUsuńMocne to śniadanko.... :)) Ale na pewno przez długi czas nie brakuje sił. :) Świetne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie Inwkizycjo coś o niej czytałam i jestem pełna podziwu, bo sama uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Sadyzm hmmm......w stosunku do niektórych czemu nie.
OdpowiedzUsuńNa mnie śniadanie robi wrażenie umiarkowane (z lekkkim dreszczykiem grozy kaloriowej) w porównaniu z serami.
OdpowiedzUsuńSery są moimi zdecydowanymi faworytami z całego postu. No i muszę przyłączyć się do skarżących się na zaślinienie klawiatury/biurka :)
Ja zdecydowanie wole to francuskie... z chrupiacymi bagietkami... i kozimi serkami.
OdpowiedzUsuńAle coz, co kraj to obyczaj... i dlatego tez swiat taki ciekawy!!!
Usciski posylam:)
Nie wiem co ja bym tam jadła! ;)
OdpowiedzUsuńMoże dobry sposób na kurację odchudzającą jest wyjazd do Irlandii ;)Choć ja nie mam zdrowych zmysłów to na pewno nie byłabym zwolenniczką takich śniadań! :) Zresztą należę do tych osób co nie lubią eksperymentować w dziedzinie kulinarnych i wcinam tylko nasze polskie jedzonko.
Ale jak mają tam dobrą czekoladkę to na pewno i z diety cud nic by nie wyszło ;)
Całuję Cię mocno kochana Inkwizycjo!
Inkwizycjo, ależ obfite śniadania jadają Irlandczycy, ja bym chyba nie podołała, tym bardziej, że dzień mam zwyczaj zaczynać lekkim śniadankiem i dopiero w ciagu dnia rozkręcam się smakowo:) Ale szacun, żę dałaś radę:))) Sery, sery żółte mam do nich słabość, chętnie też bym pobuszowała po takim targu:))
OdpowiedzUsuńAle masz fajne wspomnienia, uściski:)
Magda
Angielskie tradycyjne śniadanie wygląda podobnie, zjadłam raz bo inaczej nie wypada i wystarczy. Inaczej mogłabym się już tylko potoczyć.
OdpowiedzUsuńJak smakowała belgijska czekolada i frytki? ;)
....Zdjecia apetyczne, i zazdroszcze tych serkow i bagietek....ale co sie odwlecze....wiadomo....
OdpowiedzUsuń... a tak na marginesie to sniadanie irladzkie to najczesciej owsianka/platki/banan i jogurt itp. Choc co niedziele o poranku wszyscy gnaja do sklepu po skladniki na "tradycyjne sniadanie", a potem na msze i wio do sklepu po alkohol (w niedziele jest sprzedawany OD 12.30). Tlusciutkie sniadanie jest dobrze zjesc przed zaaplikowaniem duuuuuzej ilosci alkoholu (podobno bo do tej pory nie mialam odwagi tego zjesc). Jesli chodzi o mleko w IE to wypijane jest w ilosciach niewyobrzazalnych! Najczesciej do posilkow, miedzy posilkami i o herbatce z mlekiem nie zapominajac.
....Przepraszam, ze sie tak rozpisalam:/
POZDARWIAMY Ikwizycje&Co.!!
P.S. ...ale jakie pyszne serki mamy w Dinglowie...mmmmm....Ikwizycjo wracaj sprobowac!!!
Może i dotarliście, ale widać dalej tylko śniadania;) Pisz kochana tego posta, pisz i publikuj, bo tu ludzie chcą czytać;)))
OdpowiedzUsuńUściski ślę kapryśne:)
Ano bo widzisz, Kaprysiu, napisać napisałam, ale blogger kapryśny ;-)) zdjęć mi nie chciał wkleić.
OdpowiedzUsuńA co to za post bez zdjęć?
Ściskam!
Uklony za odwage przy irlandzkim sniadaniu, calego jeszcze na talerzu nie mialam:)))
OdpowiedzUsuńCzułe I. jeśli w końcu nie dotrzecie to bęcki będą!!!!
OdpowiedzUsuńJuż, już... dotarliśmy! ;-)) Nie bijcie ;-))
OdpowiedzUsuńCasablanko - odwagi! da się przeżyć ;-)
Śniadanko wyspowe znałam juz z autopsji z Anglii więc skutecznie unikałam tego typu przywilejów ;-) ale masz rację wszystkiego trzeba spróbować. We Francji o ile pamięć mnie nie zwodzi to śniadanko to kawa i croissant bez dodatków, dopiero lunch jest bogatszy no i francuskie obiadokolacje z winem, serami, mmm az mi w brzuszku zaburczało. Mi się marzy własnie taka podróż kulinarna do Francji i zwiedzenie winnicy ale takiej małej kameralnej.
OdpowiedzUsuńFajnie podróżować z tobą Inkwizycjo.
PS tak przeczułam że się wybierzecie do Belgowa ;-) Pędzę czytać.