Nastąpił dzień czwarty czyli - czwartek.
Niestety, żadna owca nie była tak miła, aby sama wrócić o poranku.
Pojechaliśmy więc my do nich... jak myślicie, gdzie? Oczywiście do Agniechy. Po drodze wszędzie widzieliśmy owce: owca-krzak, owca-pieniek, owca-kępa trawy... Mózgi tak się nastroiły na owce, jak na grzyby podczas grzybobrania. Jednak nie udało się znaleźć żadnej.
Agniecha częstuje nas gorącą herbatą; jesteśmy już zmęczeni, a Zorion kuleje. Tego dnia czeka nas powtórka z rozrywki: znowu idziemy na pastwisko na górkę i znowu jedna owca postanawia popłynąć. Biedna Ada znowu musi wskakiwać do rzeki ;) Stoi z owcą po jednej stronie rzeki, ja jestem po drugiej w ostatniej parze suchych butów, więc dzwonimy po ratunek do Padre. Czekamy i czekamy... Ada zaczyna jęczeć, że zamarzają jej stopy... okazuje się, że jakiś człowiek widział owcę i chcąc przekazać tą wiadomość, swoim autem skutecznie zablokował Padre wyjazd.
W końcu jest, wspólnie wyciągają owieczkę i ładują się do auta. Ja biegnę po drugiej stronie rzeki w stronę mostku, żeby mnie po drodze zgarnęli. Wsiadam... i widzę Padre zalanego krwią. Och, to on sam zdarł sobie kawał skalpu, zbyt nerwowo zamykając bagażnik... krew spływa mu z czoła po twarzy, ale dzielnie dowozi nas do domu.
Owca trafia do "letniej kuchni" w miejsce wczorajszej pływaczki, wypuszczonej rano na pastwisko.
Wydaje nam się, że mamy dość na dzisiaj. Dzwoni Agniecha, że owce weszły do lasku na wzgórzu i
włączyły tryb niewidzialności. Ada chce wracać do domu, wybierają się wieczorem do kina. Ja najchętniej zakopałabym się w łóżku. Ale nic z tego: Agniecha dzwoni po raz drugi, że jedna owca stoi przed stajnią, a konie spanikowane zrejterowały na górkę. Jedziemy, mając cichą nadzieję, że po prostu wygarniemy ją ze stajni. Agniecha przemawiała do owieczki, ale tej się w końcu znudziło słuchanie i zanim znajdziemy się na miejscu - rozpływa się w lasku. Rozglądamy się za nią, ale ostatecznie odpuszczamy.
Podejmujemy szybką decyzję, którą drogą jechać do domu - wybieramy w lewo. Jesteśmy totalnie zaskoczeni, kiedy po drugiej strony rzeczki zauważamy kroczącą z godnością owcę. Zawracamy szybko do najbliższego mostu, wysiadamy i idziemy w jej stronę, a Padre jedzie odciąć jej drogę na mostku następnym. Owca nas zauważa i ucieka, Zorion stara się ją zatrzymać. Cwana ta owca, nie wskakuje do Mrożynki tam, gdzie jest głęboko, szuka płytszego miejsca, gdzie mogłaby spylić na drugą stronę. Na szosie widzimy jakichś ludzi, drzemy się do nich "łapcie ją!"... ale oczywiście są kompletnie zdezorientowani i nawet nie próbują. W końcu na płyciźnie Zorion ją łapie.
Ada już miała wskakiwać do rzeki po raz drugi w tym dniu, ale zauważa betonową półkę i staje na niej, przytrzymując owcę. Tym razem ja zjeżdżam na tyłku po mokrym śniegu i wlewa mi się woda do butów, jestem mokra od pasa w dół...
Za to owieczka jest prawie sucha. Dołącza więc do swojej koleżanki, tę noc spędzą w czwórkę, z Jagnieszką i Rupertem.
Finalnie mamy osiem owiec. Brakuje dwóch i Zygfryda.
Ada jedzie w końcu do domu i przekonuje się, że jej mąż wyszedł z domu rano, bez telefonu i dokumentów, bez swojego psa - i nie daje znaku życia. W krótkim czasie o tym, że Jarek zaginął, dowiadują się wszyscy, oprócz mnie. Ta wiadomość dotrze do mnie dopiero rano. Mogę tą noc przespać względnie spokojnie.
O boziu, zaczęło się najgorsze ...
OdpowiedzUsuńNa szczęście znamy już zakończenie ;)
UsuńZwariować można z tymi owcami! Wy wykończeni a tu jeszcze w zanadrzu ta historia z zaginionym zięciem...Bardzo współczuję, droga Inkwizycjo!Jak dobrze, że przynajmniej Jarek sie odnalazł, bo z owcami, to pewnie never ending story...?
OdpowiedzUsuńWydawało mi się wtedy, że to niemożliwe... że to jakiś koszmarny żart.
UsuńInkwi!!! nigdy nie zatrze Ci sie w pamieci poczatek roku 2015! czyta sie wysmienicie, ale jestem pewna, ze nikt nie chcialby doswiadczyc czegos w tym stylu...wnuki i prawnuki beda opowiadaly o tych zdarzeniach..
OdpowiedzUsuńJa też kiedyś z przejęciem czytałam o takich historiach, wierząc, że mnie się nie przytrafią...
UsuńTrzeba mieć tylko nadzieję,że wyczerpaliście limit całoroczny na nie miłe niespodzianki i reszta roku upłynie normalnie bez żadnych przygód tego typu:)
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała w to wierzyć ;)
UsuńA ja składam uszanowanie Zorionowi - co za cudowny pies!
OdpowiedzUsuńZorion ma same zalety.:-)
UsuńZorion ma dopiero półtora roku, jak na tak młodego psiaka jest wybitnie dzielny i ogarnięty. Czasami mam wrażenie, że rozumie wszystko, co do niego mówimy ;)
UsuńTo skarb, nie pies. Nieszkolony przecież do łapania owiec. Talent, ot co.
UsuńDo owiec zupełnie nie. Zorion jest szkolony na psa tropiącego, do szukania zaginionych ludzi (och!) i już jest w tym dobry. To prawdziwy "użytek" ;)
UsuńZorion jest moim guru;)))
UsuńOne sa fankami Mladza. I konie i owce. I krowy.
OdpowiedzUsuńPare lat temu ganialam z kolezanka po Mladzu za krowami uciekinierkami. Zwialy z Przecznicy.
Czytam Twoja relacje Inkwi i wydaje mi sie, ze snie...
Bo Mlądz to najpiękniejsze miejsce na ziemi. I nawet krowy , owce i konie to wiedzą.:-D
UsuńOrszulko, mnie też się wydawało, że śnię... momentami.
UsuńCoś może jest zakopane w tym Mlądzu? Może ta koniczyna czymś zaprawiona?
Inkwi, to Agniecha czymś pola posypuje!
UsuńWiedziałam... Nie bez powodu tam u niej się okopały ;)
UsuńEkhm, ekhm. A myślałam że się nie wyda.
UsuńAgnieszko, bądź koleżanka, użycz mi parę garstek tego "czegoś" ;)
UsuńNikita wywieziona?
Niezły dreszczowiec z tego wychodzi. Dobrze, że przynajmniej już wiemy, że Jarek się odnalazł. Zawsze to trochę mniej nerwów :)
OdpowiedzUsuńPowiem nawet, że dużo mniej!
UsuńJa pierdzielę, to ja juz wolę swoje Absorbery...
OdpowiedzUsuń;)
No nie? Tupaja, nawet gdyby ich było ze dwa razy tyle, jakoś to można ogarnąć, ale te łowce???;)))))
UsuńJasne... małe dzieci, mały kłopot... ;)
Usuńjejku, ona mogą człowieka i psa wykończyć, te owce :)
OdpowiedzUsuńi tak patrzac z perspektywy, to dobrze, że dowiedziałaś się ostatnia o zięciu, jedna noc mniej nerwów :/
grunt, że teraz jest już "po"
dowiadują się wszyscy, którzy używają fejsa;-)
OdpowiedzUsuńnie mogę się pozbyć wrażenia, że owce miały złowieszczy udział w dramatycznym antrakcie. Że gdyby nie owce... gdybyście odpuścili z tymi owcami...
Ale co widzę. Zdjęcia powstały, "na bloga".
O tak, myślałam o tym. Gdyby niedajbuk Jarkowi coś się stało, nigdy bym sobie nie wybaczyła, że choćby spojrzałam w stronę tych owiec...
UsuńJednakowoż racjonalnie myśląc, to tylko gdybanie... bo nawet gdyby Ada była wtedy w domu, spała by pewnie i niczego by to nie zmieniło...
Zorion jest cudowny.
OdpowiedzUsuńInkwi czy w nastepmnym rozdziale możesz nam wszystkim przypomnieć - PO CO WAM TE OWCE?
;))))
buziolam
Ciekawam odpowiedzi. :-D
UsuńDla przyjemności, oczywiście! ;-D
Usuńczyli na pomoc juz za późno ;)
UsuńInkwi ale jak tak lubicie, to wpadajcie zimą do nas.
Z najwiekszą przyjemnościa udostępnie Wam nasz gorski strumyczek- nawet po pachy jak sie uprzecie ;))))))))
Ale z owcami zapraszasz?
UsuńTe owce i cały ten koszmarny zamęt to chyba chichot losu, który śmieje się z "bezobsługowych i bezproblemowych zwierzątek".
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że Jarek się znalazł cały i zdrowy
Jak ktoś do mnie przyjeżdżał na wieś, to zaraz słyszałam jaka tu cisza i spokój, i kurki, i kózka, no sielanka. Tak naprawdę, to książkę bym napisała; tyle historii dramatycznych,strasznych, i przyjemnych również, a najwięcej to zaskakujących dla każdego mieszczucha.
OdpowiedzUsuńTeraz mam tylko kurki w wolierze, żeby mi nie uciekły do lasu i żaden ptaszor się do nich nie dobrał czy lisek.
Słuszna uwaga - mamy stada dla przyjemności. I jest przyjemnie. Ale też równocześnie cały czas jest akcja - stado rodzi, choruje, ucieka, lub trzeba rozdzielać i pilnować, bo nie mogą być razem albo znów budować bo za mało mają miejsca i tak w kółko - no to po prostu sielanka wiejska. Hodowcy to dopiero muszą być twardzi ludzie. Albo nauczyć się tej twardości w boju. Oby nastał teraz dłuuugi czas nudy i spokoju Inkwizycjo.
OdpowiedzUsuńRumuńskie pasterki miały na połoninach długie kije, do poganiania stada i do podpierania się, może tego Ci zabrakło do zgonienia owiec w stadko:-) żarty żartami, ale to sytuacja wcale nie do śmiechu, kilka dni walczyć z owcami, daj panie Boże zdrowia; po tych doświadczeniach to pewnie jakieś ogrodzenie pastwiskowe ukróci ich zapędy ucieczkowe; czemu one takie dzikie? nie chodzą za swoją gospodynią! pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA do tej pory było nawet zabawnie...
OdpowiedzUsuńJa w tym wszystkim jestem pełna podziwu dla Ady! Żeby tak rzucać się w tą rzekę w te i wewte ;) Dobrze, że Jarek cały, bo bym padła inaczej po tym poście. Zorionowi to medal się należy! A Padre został opatrzony? :)
OdpowiedzUsuńZorion to wyjątkowy pies !!WYJĄTKOWY mądry i cierpliwy. medal to mało
OdpowiedzUsuńTeatru