czwartek, 22 stycznia 2015

Jak nie łapie się wrzosówek, czyli historia z dramatycznym antraktem i częściowym happy endem - odc. 6

Dzień siódmy. Niedziela.


Minął już cały tydzień, odkąd moje owce opuściły dom. Skoro Jarek szczęśliwie się odnalazł, powinniśmy teraz na powrót zająć się szukaniem pozostałych na wolności trzech owieczek. A właściwie dwóch i Zygfryda.
O ile tych dwóch nikt nie widział i nie mieliśmy pojęcia, gdzie mogą być, o tyle z Zygfrydem sprawa wydawała się prosta. Okopał się chłopak po drugiej stronie Mrożynki, dokładnie naprzeciwko gospodarstwa Agniechy. Zorion złapałby go w try miga... no ale nie miałam sumienia żądać od Ady, żeby przyjechała i pomogła w łapance. Ale przecież my też mamy psa, a nawet dwie - owczarki bądź co bądź. Sorsha już trochę wiekowa, poza tym nie jesteśmy pewni jej zachowania wobec owiec, mogła być niedelikatna. Bierzemy więc Krimcię i jedziemy po baranka. "A o tam stoi" pokazuje nam drobniutki staruszek, chyba niezupełnie trzeźwy przy niedzieli ;) A i jest Zygfryd, stoi sobie na stromej skarpie, tak sprytnie ukryty, że nie widać go w ogóle od strony drogi. Stoi i gapi się na nas. Spuszczam Krimcię ze smyczy, a ta głupia dostaje szału radości: O, jak super, jaki fajny spacer! O, jest nasz baran, jak fajnie! ;-)i skacze sobie, i ogonem wywija. No pięknie... Próbuję jakoś zburzyć tę sielankę i popycham ją w stronę Zygfryda, on ucieka, a ona go goni... parę metrów, po czym wraca do mnie cała szczęśliwa ;)
No nie, Krimą owiec nie złapiemy.

Dzień ósmy. Poniedziałek.

Wciąż jeździmy i szukamy. Dostajemy sporo telefonów, ale wszystkie dotyczą Zygfryda, który jak to pięknie określiła Agniecha, zbezczelniał na maxa. Zastaliśmy go w ogrodzie u bardzo entuzjastycznej kobitki, która próbowała podkarmiać go marchewką, ale wzgardził. Kiedy powiedziałam, że woli suchy chleb, też się zaraz znalazł... owszem, zjadł, ale podejść do siebie pozwolił na zwyczajową bezpieczną odległość czyli nie mniej, niż 2 metry.

Ledwie zdążyliśmy wrócić do domu i mamy kolejny telefon: jakiś człowiek złapał naszą owcę, która zaplątała się w jeżynach koło mostku w M.! Oczywiście Padre wskoczył w auto i pojechał po nią. Okazało się, że owieczka kuleje. Ma rozległą ranę na tylnej nodze, po wewnętrznej stronie uda - prawdopodobnie pies, może jakiś ostry i gruby drut... Wygląda to koszmarnie, a rana jest na tyle stara, że nie da się jej zszyć - ale nasza pani wet jest dobrej myśli. Owca dostaje zastrzyki, a ja zalecenie codziennego podawania antybiotyku doustnie i przemywania rany. Bidulka jest osowiała, nie chce się ruszać i nie bardzo ma apetyt (ale na szczęście wszystko zmierza ku dobremu!).

Wieczorem Agniecha spotkała naszego barana stojącego przed domem w budowie, na stercie gruzu. Na szczycie tej sterty rosła kępa czegoś zielonego i ją właśnie Zygfryd zajadał. Agniecha wysiadła, podeszła i pogadała sobie do niego, a on stał i słuchał z uwagą. To był ostatni wieczór jego wolności...


Dzień dziewiąty, wtorek.

Z samego rana idziemy do rannej owcy. Stoi w kącie ze spuszczoną głową, ale tupie na nas nóżką. Dajemy jej antybiotyk, potem kładziemy, żeby przemyć ranę. Cuchnie i wygląda strasznie. No ale wetka powiedziała, że nie jest najgorzej... Wydzielamy dla rannej część zagrody, tak żeby miała towarzystwo stada. Co nas pociesza, to to, że chętnie je chleb i owies. To duża, silna owca... trzeba wierzyć, że wyzdrowieje.

Potem pojawia się nasz Pogromca Owiec ;) Tym razem przyjeżdżają wszyscy, Ada nie chce zostawiać odzyskanego mężusia nawet na kilka godzin ;-) Jedziemy po Zygfryda. On naprawdę ma tupet! Idzie w naszą stronę... kiedy jest już blisko, bryka w bok i zmyka, ale niedaleko. Próbujemy zajść go z dwóch stron... spokojnie maszeruje sobie szosą i najwyraźniej ma nas w nosie. Rzucam mu trochę chleba, zjada kawałek i zbiega ze skarpy na łąkę, w stronę rzeki. Ucieczkę z jednej strony blokuje mu gospodarstwo, z drugiej rzeczka, jakieś zbiorniki wodne - lepiej już nie będzie! Zorion wkracza do akcji! Szybko go dogania, a Zygfryd łebkiem ląduje w siatce ogrodzenia. Już, już prawie go mamy. Ale Zorion nie goni, skoro obiekt nie ucieka... stoi więc obok barana i czeka, aż tamten się wyswobodzi... Opadają mi ręce...
Liczymy na Padre, który biegnie od tyłu gospodarstwa, ale on nagle pada na ziemię. Złapał się we wnyki zastawione na lisa ;)
Zygfryd przebiega więc znowu przez ulicę i znika za skarpą. O dziwo, Zorion wraca do Ady i prowadzi ją nad rzekę, gdzie na prawie zupełnie pionowej skarpie jest maleńka półka - na której stoi Zygfryd. Ada zsuwa się do niego, obwiązuje jednym uwiązem za rogi, a drugim pod pachami i woła nas na pomoc. To znaczy - Padre jest potrzebny ze swoimi muskułami, bo wyciągnąć stamtąd barana nie jest łatwo. Z drugiej strony rzeczki obszczekuje nas suczka Agniechy ;)

I tym sposobem mamy odzyskane wszystkie owce, oprócz jednej. Co jakiś czas mamy informacje, że ktoś ją widział. W piątek widzieliśmy ją i my - stała całkiem niedaleko od domu (tyle, że po drugiej stronie szosy), wydawało się, że zaplątała się w jeżyny... ale kiedy podeszliśmy bliżej - uciekła. Była widziana tam jeszcze następnego dnia, co znaczy wróciła na to samo miejsce. Nie wiem, czemu nie wraca do domu, skoro jest tak blisko... Spenetrowaliśmy tą część lasu, ale ona może być już wszędzie.
Dzisiaj spróbowaliśmy w akcie desperacji  szalonego pomysłu: zawieźliśmy tam Jagnieszkę i troszkę ją postraszyliśmy, że uciekamy... licząc na to, że jej przeraźliwe beczenie usłyszy zaginiona owca i podejdzie. Jagnieszka, jako jedyna z naszych owiec, ma naprawdę mocne płuca... (reszta tylko cichutko burczy), beczała, ale choć czekaliśmy, tamta zaginiona nie pojawiła się. Pozostaje nam tylko czekać.









40 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Padre się nie skaleczył wnykami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mu się nie stało, na szczęście miał buty z cholewką.

      Usuń
  2. Omatkożtymoja, kto twierdzi, że życie na wsi jest NUDNE???

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku! Ile tego dziania szalonego!Biedny Padre we wnykach. Toż te owce wstydu nie maja, zeby tak sie z Wami w kotka i myszke zabawiac. A ta ostatnia to juz najlepsza - o co jej moze chodzić? A moze zwariowała albo już zdziczała?:-) Trzeba miec zdrowie do tego wszystkiego. Dzielni z Was bardzo ludzie Inkwizycjo kochana!:-))***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowie trzeba mieć... szczególnie psychikę twardą ;)

      Usuń
  4. Historia niesamowita!
    Wspaniale, że zagubione owieczki wróciły na łono matecznika.
    I trzymam kciuki za odnalezienie ostatniej marnotrawnej owcy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Szalone owce i szalony baran. Potomstwo będzie ciekawe. :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcialabym, aby ta nerwowka wraz z towarzyszacymi "atrakcjami" juz sie dla Was skonczyla. Niech ta owca sie w koncu opamieta i wraca do domu !

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko jedyna tyle akcji i "atrakcji" spowodowanych przez jedeno ogrodzenie które zostało zlikwidowane przez śnieg :( Mam nadzieję, że i ta ostatnia uciekinierka w końcu wróci na łono stada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..."to ogrodzenie" które powinno być zrobione wcześniej tak, jak zostało zrobione teraz...

      Usuń
  8. co za historia, świetnie się czyta. Inkwi, jak Ty to wszystko wymyśliłaś? ;-) ..swoją drogą, może Jarek ma jakąś mentalną więź z wrzosówkami uciekinierkami? [g]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak leżałam w bezsenną noc i sobie wymyślałam...;)

      Usuń
  9. Co za historia i tak wciąga w czytanie, że przeleciałam galopkiem i żałuję że nie ma więcej :-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. wróci sama. Zróbcie eksperyment i jej nie łapcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie łapiemy jej. Nawet nie próbowaliśmy. Jak myślisz, kiedy wróci?

      Usuń
    2. Wiosną wróci zbrzuchacona przez jakiegoś wędrownego barana:)))

      Usuń
    3. Wędrowny baran! Fantastyczne! Mam nadzieję, że nie ma wędrownych, brzuchacących kozłów!

      Usuń
    4. nie wiem, kiedy. Zapytajmy Rogatej.

      Usuń
    5. Są, Magda. W Puszczy Noteckiej aż się od nich roi. Tylko czekają na zbłąkaną owieczkę. Pardon - kózkę.

      Usuń
  11. A to ci owcza małpa:)Fajnie się czyta ale niech już ona wraca na rodziny łono:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Zorion rządzi :D I biedny Padre w tych wnykach! Mama już wczoraj posta przeczytała i jeszcze wieczorem dzwoniła do mnie z okrzykiem: Ty wiesz co się Padre stało?! ;) Niech ta ostatni owca zbaraniała sama już wróci, bo Wam zdrowia nie starczy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Albo skończy w czyimś garnku wrrr jakie to są głupie jednak stworzenia.
    A piesuńciu kochany mądry to są najpiękniejsze najlepsze na świecie całym psy. :)) 16 lat takiego mieliśmy i wiem co mówię. Teraz mamy znajdkę którą też pokochaliśmy, ale nasz wilczur na zawsze w sercach nam został.
    A teść opisywał nam pracę w Alzacji owczarzy, tam są tysiące owiec i żaden nie wyobrażał sobie możliwości pilnowania owiec bez wilczurów.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję, że i ta ostatnia znajdzie się cała i zdrowa, będę trzymać kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  16. Żaden kryminał nie ma szans z tym opisem! Niech już wszystkie owieczki się znajdą i niech zapanuje spokój, bo naprawdę ten rok coś przesadza...

    OdpowiedzUsuń
  17. Jazda po pachy :)
    Ale ale.. czy ta cała wrzosówka to jest aby (w Izerskiem) endemiczna, czy jako inwazyjna nie stanowi czasem zagrożenia dla okolicznych dzikich gatunków (owiec :) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Izerach owce??? Dzikie? Dzicy ludzie. Lokalni i napływowi.:-)

      Usuń
  18. "Milczenie owiec" to lajcikowa historia przy tej sensacyjnej powieści ;) Dobrze, że Padre nie ucierpiał, a owce niemal w komplecie.

    OdpowiedzUsuń
  19. nie sądziłam nigdy, że z owcami tyle przygód można mieć! i nie tylko owce się zapodziewają (dobrze,że zięć się znalazł-tam przy zajezdni rzut beretem do lasów, rzeki itp, kiedy na spacerze w tej okolicy zgubiłam się).
    Przygody Was nie omijają - oby wszystkie zawsze dobry koniec miały!!
    Pozdrowienia dla całego Waszego stada :)

    OdpowiedzUsuń
  20. To zycie tutaj na wsi, to jedna nieustajaca przygoda, choć niekiedy i tragiczna, i nigdy też nie wiadomo co dzień nam szykuje, jaką kolejną niespodzieankę!
    I oby wszystkie owieczki się poznajdywały!

    OdpowiedzUsuń
  21. Trochę mi się nieco pochorowało a Ty tutaj tyle żeś napisała tych części, że nie da rady tego udźwignąć głowa świeżo po chorobie. To całkiem Ostra historia a ja myślałam, że owce są madrzejsze i trzymają się domu a tu nawet w zimę robią sobie wycieczki i żeby tak pod gołym niebem się poniewierać? A tak swoją droga czy pomyślałabyś dwa lata temu, że będziesz miała takie problemy?

    OdpowiedzUsuń
  22. Koniec świata. Wędrujące owieczki:) Jesteś całkiem kimś nowym i czytam to wszystko zafascynowana:)

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz ;) Moderuję tylko te do starszych postów, aby mi nie umknęły.
Okazało się, że i tak umknęły... ale dobrzy ludzie przypomnieli mi o moich obowiązkach :)