poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jak nie łapie się wrzosówek, czyli historia z dramatycznym antraktem i częściowym happy endem - odc. 5

Piątek rano. Dzień piąty.


Jak co dzień idę na pastwisko. Wypuszczam kózki, idę do przyczepy po siano. Wyskubuję garściami sianko z balotów i wtedy dzwoni moja komórka (ta, co ją zawsze mam w kieszeni), dzwoni P. "hej, co się dzieje z twoim zięciem, jest wydarzenie na fejsbuku, wszyscy go szukają..." Nogi uginają się pode mną "to chyba żart..." mamroczę. Przecież wczoraj Ada wysłała mi sms, że wszystko ok? 
NIe chciała mnie martwić... chciała, żebym przespała noc. Sama całą noc szukała Jarka z Zorionem nie wiedząc, czy znajdzie go żywego. Nie pozwoliła mi powiedzieć tym, którzy się dowiedzieli... ale przegapiła P. ;)
Heh, mogę się teraz silić na dowcip i wstawiać uśmieszki, ale nie było mi do śmiechu. Wszyscy już pewnie znacie tą część opowieści - ten dramatyczny antrakt - i wiecie, że szczęśliwie się zakończyła. Trudno mi opisać to, co było pomiędzy. Moja córka trzymająca formę, ani na chwilę nie poddająca się - i moje straszne myśli, które odganiałam z całej siły. Nie, nie, nie! Nadzieja umiera ostatnia!
I te dziesiątki ludzi, czasami zupełnie obcych, którzy wspierali nas - Ją - w tej walce o Jarka, jej przyjaciele z Drużyny czy z Fundacji MondoCane, którzy oplakatowali dosłownie całą Jelenią... szukali dojścia do policji, która nie popisała się ani profesjonalizmem, ani empatią... wymyślali sposoby, aby pomóc... I Wy, kochani moi blogerzy, kiedy nagle zobaczyłam zdjęcie Jarka na wszystkich zaprzyjaźnionych blogach...  nawet nie wiecie, jak bardzo dodawało to nam otuchy ;)
Ja nie przydałam się na nic więcej, niż być obok Niej i parzyć dużo herbaty.
Ale kiedy Ada wróciła z Zorionem przed północą, kompletnie mokra, bo dwie osoby widziały kogoś podobnego do Jarka w Cieplicach i musiała sprawdzić trop... poczułam, że wszystkie nasze spekulacje są błędne... i że Jarek odnajdzie się jutro.
Zmusiłam moją córeczkę ;) do kąpieli i pójścia spać. Zasnęła natychmiast, a ja przytulałam ją mocno całą noc. 


Dzień szósty, sobota.
Godzina 8. Dzwoni mój telefon, to Padre -"Jarek się znalazł!" Dzwoniła policja, że Jarek jest i ktoś powinien go odebrać.
Budzę Adę! Wszystko jest wykrzyknikiem! Jest, odnalazł się!
Ale nie byłabym sobą, gdyby nie dopadły mnie wątpliwości...
Oddzwaniam do Padre: wiesz, kochanie, a może to jakiś głupi żart? Zadzwoń, sprawdź, Ada by tego nie zniosła...
Więc Padre dzwoni pod numer znaleziony w googlach - Komenda Miejska w Jeleniej Górze. A tam - nikt nic nie wie. Pustka, przerażenie... Padre oddzwania pod ten poprzedni numer, zgłosiła się komenda policji i gość potwierdził, że owszem, jest Jarek, ale w szpitalu  na SORze, policjanci też tam są. Uff.

Potem to już wiecie. Ada czeka w szpitalu, aż Jarkowi zrobią wszystkie badania, ja gotuję ogórkową. Agniecha dzwoni, że widziano Zygfryda po drugiej stronie rzeczki, ale on musi poczekać, owce też. Wcześniej płakałam, gdy nie mogłam znaleźć moich owieczek... świadomość, że się gdzieś tułają doprowadzała mnie do rozpaczy. Teraz jakoś wszystko mi się przewartościowało. Długo nie mogłam zasnąć spokojnie, odespać stresu i zmęczenia, uspokoić myśli. Ale już jest lepiej. Najważniejsze rzeczy na świecie, to zdrowie i być razem ;) Reszta zawsze da się jakoś poukładać.



16 komentarzy:

  1. O tak, bliskość i poczucie silych więzi daje niesamowite poczucie bezpieczeństwa.
    Warto to pielęgnować w sobie i wsród innych.
    Trzymam kciuki za wszystkie pomyślne happy endy!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i poplakalo mi sie. Ze wzruszenia...
    I pieknie napisalas - najwazniejsze zdrowie i byc razem, a reszta zawsze da sie jakos poukladac.
    Sciskam mocno :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech...Wszyscy chyba tym żyliśmy.
    Bardzo się cieszę, że dobrze się to skończyło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy macie ciężkie chwile za sobą, i choć takie zdarzenia bardzo łączą, oby było ich jak najmniej; pozdrawiam wszystkich serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dobrze, że już po wszystkim...Ale gdy to sie działo, to aż zimny mróz przechodził po plecach, bo to tak łatwo wyjsc z domu i przepaść nie wiadomo gdzie...Tylu ludzi ginie wciaz bez wieści...
    Cieszę się bardzo, że jesteście razem cali i zdrowi!***

    OdpowiedzUsuń
  6. Historia Ady i Jarka pokazała, że trzeba wierzyć i ufać, i nie tracić nadziei.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudne chwile przezyliście...
    Dobrze , ze Jarek się znalazł...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta niesamowita historia Jarka potwierdza kruchość naszych wyobrażeń o sobie, o życiu.
    Mocno ją przeżyłam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tutaj Twoja relacja nabiera bardzo powaznego charakteru, wszyscy bylismy bardzo przejeci zniknieciem Jarka...ale byl w tym wypadku happy end i nie czekalismy na niego tak dlugo, chociaz nie wyobrazam sobie co przezyliscie i jak Wam te godziny strasznie sie dluzyly. A znikniecie owiec, w Twoim pisaniu nabiera czasem komicznych tonacji przy calym tym rozgardiaszu i stresie w ciaglym pojawianiu sie i znikaniu tych sympatycznych ale jakos malo udomowionych zwierzatek... sciskam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Chociaż wiedziałam o zniknięciu i odnalezieniu, to teraz czytałam Twój post z bijącym sercem. Masz rację, najważniejsze to być razem, oby życie nie musiało pokazywać jak to bycie razem jest ważne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo Wam współczujemy przeżywania tak dramatycznych chwil i cieszymy się ze szczęśliwego odnalezienia Jarka. Trzymajcie się dzielnie, pozdrawiamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, Najważniejsze jest życie... przy nim wszystko inne traci znaczenie!.
    Jak dobrze, że wszystko pomyślnie się skończyło, jeszcze tylko owce oby się odnalazły. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja kałacha schowałem głęboko w krzakach na Rozewiu. Ale jak przepłynąłem kawałek to wyszedłem z wody w innym miejscu!!!
    Żołnierska fala była w Słupsku i na Rozewiu. W innych jednostkach nie było. Jak w Zawierciu opisywałem żołnierską fale to MI NIE WIERZYLI. Tak naprawdę czy jest fala to zależy od dowódców. jeśli masz coś jeszcze to pytaj.

    Masz talent do opisywania uczuć. Nie często tak odpowiadam na blogu. A właściwie nikomu na razie oprócz Ciebie. Albowiem "pisać każdy może" Tak jak i śpiewać :) U Ciebie to po prostu czuć.
    Czuję, kocham, więc żyję.
    Pozdrawiam z betonowego lasu i asfaltowej polany.
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  14. już dwa razy pisałam komentarz, dwa razy niezlogowana.
    Ktoś nie chce, żebym powiedziała, że bardzo was podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju, dawać kolejny odcinek! Przeczytałam wszystkie hurtem, i... jak żyć?! Jak zasnąć!

    Inkwi, kochana, najcieplejsze pozdrowienia, zwłaszcza dla Ady wielokrotnie kąpiącej się w lodowatych zbiornikach wodnych, jakby to było pluskanie się w fontannie w upalny dzień. Nie wiem, czy nie byłoby słuszne, zapisać się jej do morsów. ;)
    Ech, jesteście wszyscy niesamowici!

    Uściski z góry mapy! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wyobrażam sobie przez co przeszła Ada. Wypompowana po akcjach z owcami i takie coś jak obuchem w głowę. Wyjątkowa kobieta.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz ;) Moderuję tylko te do starszych postów, aby mi nie umknęły.
Okazało się, że i tak umknęły... ale dobrzy ludzie przypomnieli mi o moich obowiązkach :)